piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 49. Policja.

Siedziałam w aucie, zakuta w kajdanki. Nie wiedziałam, co się dzieje, jaki był powód mojego zatrzymania. Po prostu czekałam, aż ktoś mi to wreszcie wyjaśni. Obejrzałam się za siebie, w tylną szybę wbiłam wzrok i zauważyłam, że James jedzie tuż za nami. Widać było niepokój na jego twarzy. Znów spojrzałam na policjantów i na ich bardzo poważne miny. Gdy chciałam zapytać, jaki był powód zatrzymania mnie, ostrzegli, że wszystko to, co powiem, może być wykorzystane przeciwko mnie.
Wreszcie dojechaliśmy do ogromnego budynku, przy którym stało pełno radiowozów i wszędzie krzątali się ochroniarze oraz policjanci. Wysiadłam z radiowozu, zapięta w kajdanki, prowadzona byłam w stronę głównego wejścia. Milion pytań na sekundę przelatywało mi przez myśl, ale jedno było standardowe : "Co ja takiego zrobiłam?!". Kiedy byłam wewnątrz budynku, każdy patrzył się na mnie, jak na typowego złoczyńce. Szkoda, że ja nic nie zrobiłam. Doprowadzono mnie do sali przesłuchać, usiadłam na krześle i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyczekiwałam policjanta, który mi wyjaśni, o co jestem oskarżona. Ze stresu bolał mnie brzuch i nie mogłam nic powiedzieć. Było mi duszno i słabo, a to wszystko przez to, że się stresuje. I wtedy weszła do środka wysoka, ciemnoskóra kobieta, ubrana w mundur policjanta. Spojrzała na mnie, a potem w kartkę.
-Klaudia Piwkowska?- spytała, dla pewności. Przytaknęłam i czekałam na kolejne pytania od niej.
-Jesteś oskarżona o zabójstwo z premedytacją. - powiedziała z pogardą w głosie. Zrobiłam wielkie oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
-Jak to?! Kogo niby miałam zabić?! Ludzie, to jakaś pomyłka!!!-wykrzyczałam i złapałam się za brzuch, który gwałtownie zaczął boleć coraz mocniej.
-Co robiłaś 15 sierpnia około północy?- spytała, ciągle coś notując w notesie.
-Co mogłam robić? Mój przyjaciel miał urodziny i specjalnie z Nowego Yorku wróciłam do LA, żeby na nich być. Około północy pakowałam swojego ledwo przytomnego chłopaka do auta i wróciłam z nim do domu.- powiedziałam. Jestem niewinna, ja nigdy nikogo bym nie zabiła.
-Inni twierdzą inaczej. Ktoś widział wysoką brunetkę, bardzo podobną do pani w pobliżu domu zamordowanej.
-To na pewno nie byłam ja. Tak w ogóle, to kogo zamordowałam niby?- spytałam już lekko załamana.
-Halston Sage. Coś pani mówi imię i nazwisko tej kobiety?
- Ona chodziła kiedyś z moim chłopakiem, jest aktorką, tyle wiem. - rzekłam i popatrzyłam na nią. Jej twarz była taka zmęczona, zmarnowana. Widać, że kobieta nie ma łatwego życia.
-Nie udawaj. Świadkowie mówili, że James Maslow, z którym jesteś w związku, zdradził cię z nią, a ty mogłabyś ją zamordować w ramach zemsty. - jej głos był zimny, oschły, boję się jej...
-Aż taka głupia nie jestem! Ludzie, ja nie zamordowałam żadnego człowieka. - wykrzyczałam ze łzami w oczach.
- Nie mam więcej pytań, możecie ją zabrać.- powiedziała do strażników, a oni, znów zakładając mi kajdanki, zaprowadzili mnie do celi...
Dni mijały, codziennie przychodził James i rozmawiał ze mną, on był pewien mojej niewinności. Reszta przyjaciół się nie odzywała. Odliczałam dni do każdego z możliwych świąt. Siedziałam, pisałam po ścianach, czytałam książki, korzystałam z telefonu, który był dostępny raz na 3 dni, pisałam listy do rodziny...
Wreszcie, pewnego dnia, przeszła ta sama kobieta, która mnie przesłuchiwała.
-Ktoś chciałby się z tobą zobaczyć.-poinformowała, a ja nadstawiłam nadgarstki i czekałam, aż ochrona znów skuje mnie w nie i przeprowadzi do pokoju odwiedzin.
-Cześć, słyszałem co się stało.- od razu przytulił mnie Justin.
-Cześć.. No cóż, ja jestem niewinna i wiem dobrze o tym. Nie interesuje mnie, w tej sprawie nadal są dochodzenia. Jestem w ciąży, nie będę tutaj tkwić jak prawdziwy przestępca, bo ten faktyczny morderca nadal jest na wolności, a ja siedzę za niego za kratkami. Gdzie ta cholerna sprawiedliwość?! - powiedziałam zirytowana. To wszystko mnie przerastało...
-Nie wątpię.. - powiedział. -Mam coś dla ciebie.- dodał, wyjmując z kurtki małą paczuszkę. Policjant od razu podbiegł i ją wziął.
-Ej, oddaj to. Tam nic złego nie ma.- warknął Bieber, a policjant zmierzył go wzrokiem.
-Otworzę to ja, dopiero wręczę go dziewczynie. - rzucił i zaczął otwierać ładnie zapakowany prezent. Gdy już zobaczył, co jest w środku, uśmiechnął się i owinął to niechlujnie jeszcze raz.
-Przepraszam, ale musiałem. Takie są procedury. Mogła być to broń albo narkotyki. Musimy pilnować. - poinformował, a ja wzięłam od niego paczkę. Zobaczyłam odtwarzać płyt oraz wszystkie płyty Justina. Do tego pełno słodkości.
-Ojejku, dziękuję.- uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy. Chciałem ci umilić jakoś czas.- odwzajemnił mój gest.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a potem pożegnaliśmy się i wróciłam do celi.
-Pani to ma szczęście. Mieć takiego chłopaka, jak Justin..
-Chwila, to nie mój chłopak. To tylko dobry kolega, nic więcej. - poprawiłam kobietę, która prowadziła mnie do celi.
-A to przepraszam.- wprowadziła mnie do swojej "klatki" . Znów zostałam sama...
_________________
I oto przedwczesny rozdział. <3 Dzisiaj mnie taaak zebrało na BTR, że szok! :o Siedzę od rana oglądam od początku każde odcinki, słucham w kółko Worldwide i We are , boże. Czuję, że ta BIG FAZA, co była na początku wraca, ale się nakręciłam MUAHAHAHA <3
Spodziewajcie się, że może ukazać się kolejny rozdział. :D Mam tyle energii w sobie, że szok w ogóle. :D <3 Uuuguhuhuhuuhuh . :D
Czekam na Wasze komy. KC WAS MOCNO <3

czwartek, 3 października 2013

Rozdział 48. Róża...

Ognisko dalej trwało, a ja byłam bardzo zmęczona.
-Wiecie co? Wracam do pokoju, bo mi się już spać chcę. - rzekłam i zaczęłam się podnosić. James złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy.
-Może też wrócić z tobą?- zasugerował, a cała grupa zaraz zaczęła gwizdać. Zaprzeczyłam i wolnym krokiem poszłam do pokoju. Wzięłam orzeźwiający prysznic i w piżamie usiadłam na parapecie, patrząc na chodnik przed domem. Po ulicy kręciło się wiele ludzi, dla nich czy dzień czy noc, ciągle ,, żyją ''. Jakiś mężczyzna, zatrzymał się przed domem i wpatrywał się w... kogo? Sama nie wiem. Kim był? Też nie wiem. Był ubrany na czarno, miał bejsbolówkę, czarną bluzę, czarne spodnie i do tego tego samego koloru buty. Przeciwsłoneczne okulary zasłaniały mu całą twarz, dlatego nie wiedziałam, kim on jest. Postanowiłam to sprawdzić... Ubrałam na siebie pierwszą lepszą bluzę i zbiegłam szybko po schodach. Wybiegłam przed dom i zobaczyłam Justina.
-Co ty tu robisz o tej porze? I dlaczego mnie straszysz?- spytałam podejrzliwie. On, nie mówiąc nic, uśmiechnął się i wręczył mi piękną, dużą, czerwoną różę. Pocałował mnie w policzek i odszedł. Uniosłam jedną brew do góry i patrzyłam się na oddalającego się chłopaka. Zadziwił mnie jego gest, pozytywnie. Wróciłam na dawne miejsce, ciągle trzymając w ręku różę i wąchając ją. Piękna woń kwiatu pozwoliła mi odpłynąć do ... innego świata, dla mnie jeszcze nie znanego. Nowe przeżycia, nowe wspomnienia, nowe odpały i ... nowy chłopak z nowymi przyjaciółmi. Co to mogło oznaczać?
Wsadziłam kwiat do wazonu, a jego ustawiłam obok łóżka. Potem położyłam się i zasnęłam....
Pomimo zmęczenia nie przespałam całej nocy. Gdy tylko zasypiałam, miałam przed oczami obraz całującego mnie Justina, a następnie pochylonego nad kołyską. Dla mnie to było już za wiele. Maslow wrócił, położył się ledwo przytomny obok i zasnął nim się obejrzałam. Jak już miałam sto procent pewności, że śpi, wstałam z łóżka i poszłam na dół. Włączyłam sobie tv i włączyłam MTV, na której leciał zwiastun nowego filmu Justina. "Believe" szepnęłam pod nosem i patrzyłam na telewizor. Zapowiadał się niesamowicie, więc na pewno na niego pójdę.
I tak nastał ranek. Siedziałam ciągle w salonie i oglądałam jakieś kretyńskie seriale, wywiady, wiadomości. Całkowicie nie wiedziałam co zrobić, żeby iść spać. Nic nie pomagało, a byłam bardzo śpiąca. Powieki były takie ciężkie, że nie miałam siły z nimi walczyć, ale gdy już odpływałam do krainy Morfeusza... Ten sam obraz. Bieber pochylony nad kołyską i całujący mnie. To powodowało, że musiałam się męczyć dalej. Może to przez tą ciążę?
Wybiła godzina 10:30. Słyszałam, jak śpiochy schodzą po schodach. Musieli wczoraj nieźle popić. Zobaczyłam zaspaną Anitę. Nalałam jej soku i usiadłam obok niej na kanapie.
-Co tu robił wczoraj Bieber?- spytała ocierając zaspane oczy. Spojrzałam na nią pytająco. -Widziałam was.- wyjaśniła, a ja westchnęłam ciężko i odgarnęłam włosy do tyłu.
-Eh.. W sumie to sama nie wiem. Przyszedł, dał mi różę i odszedł. - rzuciłam, próbując zataić pewien szczegół.
-Akurat widziałam, jak się żegnaliście.- oznajmiła przyjaciółka upijając sok z szklanki. Wtopa, nie potrafię kłamać, ani nic z tych rzeczy. -Mów na prawdę co się stało.- rzekła.
- No więc tak.. Siedziałam sobie spokojnie w pokoju, na parapecie, wyglądałam przez okno. Zobaczyłam, że jakiś typek zamaskowany stoi sobie pod domem, więc wyszłam to sprawdzić. Gdy byłam na zewnątrz okazało się, że to Justin, który wręczył mi różę i bez słowa odszedł. Nie wiem, o co chodzi, ale czuję się dziwnie.- dziewczyna patrzyła na mnie lekko zdziwiona, unosząc jedną brew do góry.
-Może się chłopak zakochał?- spytała ironicznie, a ja zaczęłam się śmiać. To by było dziwne.. Bardzo dziwne.
-Wiesz co? Pójdę na zakupy. Zrobię śniadanie i spokojnie będziemy mogły porozmawiać. - rzekłam i wstałam na proste nogi. Poszłam się ubrać  i gotowa ruszyłam do garażu po rower. Wsiadłam na niego i pojechałam do sklepu.
Chodziłam między półkami robiąc zakupy, gdy nagle wpadł na mnie nie kto inny, jak Justin.
-Hejjj! - krzyknął radośnie, lekko skrępowany.
-Cześć?- podniosłam z ziemi sałatę, która upadła mi przy zderzeniu z chłopakiem.
-Przepraszam, śpieszę się. Porozmawiamy kiedy indziej. Pa!- nim się obejrzałam, jego już nie było. Zdziwiona jego zachowaniem udałam się do kasy, a następnie do domu.
Zrobiłam śniadanie, a potem wraz z Anitą, poszłyśmy wszystkich budzić.
Siedząc przy jednym stole zastanawialiśmy się nad tym, co będziemy dzisiaj robić.
-Wiecie co? Dziś odbywa się jakiś wyścig na przedmieściach. Moglibyśmy się tam udać! - zaproponował Kendall. Każdy posłał między sobą krótkie spojrzenie, po czym głos zabrał Carlos:
-To dobra okazja, żeby popatrzeć na te wszystkie, niezłe fury.
-Tak, idźcie! Ja zostanę, bo jakoś źle się czuję.- westchnęłam wstając od stołu.
-Czemu? Co ci jest?- wypytywał James. Oczami pokazałam brzuch, a każdy zrozumiał. Ruszyłam do pokoju, a tam położyłam się do łóżka. Chwilę leżałam , aż wreszcie zasnęłam...
Około 17 obudził mnie Maslow.
-Cześć kochanie! Wróciłem wcześniej do domu dla ciebie, bo się martwiłem.- szepnął, kładąc się obok mnie.
-To bardzo miłe z Twojej strony kochanie.- pocałowałam go czule w usta, a następnie położyłam się na jego klatce piersiowej.
- Jak sądzisz... Co się nam urodzi? Chłopczyk czy dziewczynka?- spytałam w pewnym momencie.
-Sądzę, że dziewczynka, bo taka spokojna tam jest. - zaśmiał się  i położył rękę na podbrzuszu.
-Może. Gdy to będzie chłopczyk, to damy mu na imię David  i będzie się nazywał David Justin Maslow! Co ty na to? - zasugerowałam i spojrzałam się w oczy chłopaka.
-Jestem na tak! A jeśli to będzie dziewczynka, damy jej na imię Selena Jessica! I będzie Selena Jessica Maslow! Bardzo ładnie to brzmi! - zaśmialiśmy się z naszych pomysłów, aż wreszcie tą ciszę przerwało walenie do drzwi. Oboje zerwaliśmy się na proste nogi i udaliśmy się zobaczyć, kto próbuje się do nas dobić. W drzwiach stała policja. Otworzyłam drzwi, a funkcjonariusze się przedstawili:
-Pani Claudia?- zapytał jeden z nich - Jose.
-Tak, to ja.
-Pójdzie pani z nami.- rzekł drugi i kazał mi się ubrać. James nie wiedział co się dzieje, zresztą ja też. Co się stało? Dlaczego jadę na policję?
__________________________________
Jezus nie wierzę.. Tyle czasu nie pisać. Zresztą... Nie mam siły, ani weny na to.. :c Jakoś tak... No nie chce mi się już pisać.!: c No , ale wydukałam jakiś całkowicie beznadziejny rozdział z racji tego, że dawno nic nie było tutaj! :)
Nie wiem,czy nie zawieszę bloga.. Zastanawiam się nad tym coraz bardziej, bo w ogóle czasu nie mam :c
Ale to pomyślimy , zobaczymy! :)
A teraz: Co się stało, że Claudia trafiła na policję?
Piszcie swoje propozycje w komach! :)
Podobał się rozdział?
Nie zdziwiłabym się, jeśli by się nie spodobał . xd
Dobra, nie zanudzam!
Dobrano! :***

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 47. Na samym początku...

Słońce świeciło w moją twarz, a ja, zaspana i cała obolała, obudziłam się i rozejrzałam się dookoła. "Gdzie jestem?" pomyślałam, a po chwili uświadomiłam sobie, że niefortunnym trafem, wczorajszego wieczoru tutaj zasnęłam. Uniosłam się lekko do góry i złapałam się krzesełka, które stało obok. "Że też Jamesa obok mnie nie ma.. Dziwne" i w tym samym momencie uświadomiłam sobie, że Maslow wczoraj ledwo co dotarł do domu. Postanowiłam iść sprawdzić, czy nadal śpi. Schodziwszy na dół usłyszałam rozmowę dziewczyn, które były już w kuchni. Przywitałam się z nimi, ale ich miny nie były fenomenalne.
-Co jest?- spytałam zmartwiona siadając przy blacie kuchennym. Dziewczyny spojrzały na siebie, a potem zdziwione na mnie.
-To ty nic nie wiesz? Paparazzi było, nie wiem jakim cudem, na urodzinach Carlosa. Podobnież mają dużo materiałów... Nieciekawych materiałów.- rzekła strapiona Nina.
-Spokojnie, jakoś to będzie. Przecież chyba fotoreporterzy nie dowiedzieli się o ciąży. Nie mieli jak! - powiedziałam wzruszając ramionami. Zaczerpnęłam głębszego oddechu i poszłam sobie nalać do szklanki picia. Rozejrzałam się dookoła i postanowiłam iść sprawdzić co robi James. Skierowałam się do salonu, gdzie rozłożyłyśmy wczoraj z Anitą kanapy. Siedział tam, chyba dopiero co się obudził. Stanęłam w drzwiach i popatrzyłam się na niego. On słodko przeciągnął się, a następnie przetarł oczy i powędrował spojrzeniem na mnie.
-O hej.- uśmiechnął się słabo do mnie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech. 
-Hej.- rzuciłam.- Jak się spało u boku Logana?- spytałam z ironią i spojrzałam na niego z irytacją.
-Tak w ogóle to jak ja tu przyjechałem?- wypytywał się lekko rozkojarzony.
-Em... No jak myślisz? Wróciłabym sama, bez ciebie, zostawiając cię na pastwę losu w clubie. Z pewnością.- mówiłam lekko zdenerwowana. Maslow widząc to wstał na nogi i chwiejnym krokiem podszedł do mnie. Objął mnie delikatnie i spojrzał mi w oczy.
-Dziękuję, wiesz? - musnął delikatnie moje usta, po czym mocno wtulił się w moje włosy. Trwaliśmy chwilę w takim stanie , ale ona pękła jak bańka na wietrze, a chłopak oddalił się na 5 cm ode mnie .
- Może wyjdziemy dziś na miasto, co?- zaproponował chłopak, a ja oczywiście się zgodziłam. Ruszyliśmy oboje do kuchni, a Anita widząc, że Maslow stoi obok mnie, pofrunęła do salonu. Potem już jej nie widzieliśmy. 
-My dziś wychodzimy na miasto, także nie wiem, co wy możecie robić.- rzuciłam w stronę Niny. - To pierwszy dzień po urodzinach, może ochłońcie i zostańcie w domu? Może... Wieczorne ognisko? Takie samo jak... Na samym początku? - zasugerowałam wspominając ten piękny wieczór.
-To bardzo dobry pomysł! - przytaknął James. Posłałam mu szybki, skromny uśmiech i zatrzymałam wzrok na dziewczynie Carlosa.
-To bardzo dobry pomysł! Ja się tym zajmę, a wy.. Róbcie , co macie robić.- rzekła i odskoczyła od stołu jak oparzona. Dopiliśmy swoje kawy, a następnie poszliśmy wziąć prysznice oraz się ubrać. Gdy byłam już gotowa  zeszłam na dół i wyszłam na zewnątrz. Wzięłam Fox'a na smycz i czekałam na Jamesa. Chwilę później chłopak był już obok i w trójkę, wliczając psa, poszliśmy w stronę miasta. 
Chodziliśmy różnymi uliczkami, robiliśmy sobie zdjęcia, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Dziwną rzeczą było to, że to James chciał ze mną wchodzić do sklepów z ciuchami, a nie ja z nim.
-Przecież dobrze wiem, że ty to robisz specjalnie, żeby mi coś kupić. Ale to jest daremne, ja nigdzie nie idę.- rzekłam i szłam dalej. Stanęłam w kolejce do budki z lodami, a razem ze mną stanął James. Nagle Fox zaczął ciągnąć mnie w lewą stronę i zobaczyłam, że bawi on się z jakąś małą dziewczynką. Uśmiechnęłam się na jej widok, a ona widząc moje spojrzenie, chyba się speszyła.
-Przepraszam, nie zapytałam, czy mogę. Po prostu ten piesek przypomina mi pieska Jamesa z Big Time Rush. Nie wiem, czy znasz ten zespół, ale on jest zajefajny!- mówiła podekscytowana. Wtedy zza mojej postury wyłonił się Maslow.
-Cześć! Jestem James, ale z tego, co słyszałem, to już o tym wiesz!- uśmiechnął się, a dziewczynka była w takim szoku, że nie potrafiła wypowiedzieć ani słowa. Do jej oczek napłynęły łzy, a zakryta twarz nie pozwalała dostrzec w jakim ona jest teraz nastroju. Na pewno zdziwiona...
-Ej, ale nie płacz!- krzyknął mój chłopak i podszedł do niej. Wziął ją na ręce i przytulił ją do siebie.
-Oooo jak ty słodko wyglądasz z dzieckiem.- uśmiechnęłam się, a po chwili złożyłam wolną rękę na swoim brzuchu. "Niebawem swoim będzie mógł się tak zajmować" pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
-A mogę ci dać buzi?- zapytała mała blondynka z wielkimi , zielonymi oczkami, a James spojrzał na mnie.
-Nie wiem, czy moja dziewczyna nie będzie zazdrosna.- zrobił minę zbitego pieska, a jego fanka zrobiła wielkie oczy.
-To ty mas dziewcyne?!- spytała nie dowierzając. 
-Tak, stoi tutaj i pilnuje mojego pieska.- rzekł dumnie.
-Ojej, miło cię poznać.- spojrzała się na mnie. Odwzajemniłam jej gest i kiwnęłam Jamesowi "Tak" , co miało być odpowiedzią na to, czy może dać jej buzi. To było zabawne. Czemu mam mu pozwalać na robienie takich rzeczy.. To tylko fanka, dziecko-fanka! Więc o co mam się martwić? 
Mała w skowronkach odbiegła od nas, a Maslow podszedł do mnie. W tym samym czasie nadeszła moja kolej na zamówienie loda.
-Dwie jedna gałka lodów czekoladowych, straciatelli, ciasteczkowich i adwokatowych. - rzekłam do ciemnoskórego mężczyzny.
-Cztery gałki lodów dla młodej panienki.- uśmiechnął się , a ja chcąc zapłacić prawie straciłam swoje lody, przez Jammiego.
-Ja zapłacę.- rzekł w wyjaśnieniu. Wywróciłam zażenowana oczami i znów zaczęliśmy spacerować po deptaku.
-Nie rozumiem jednej rzeczy.- mówiłam oblizując loda. -Dlaczego ty się mnie pytasz o to, czy możesz pocałować fankę? To TYLKO fanka, do tego bardzo mała, więc dla mnie to nie jest problem, że jej dasz buziaka. Wręcz przeciwnie! Spełniasz jej marzenie! Ona ma swoją chwilę uniesienia myśląc "Ooo boże ten sławny James Diamond z Big Time Rush mnie pocałował" o ile zna cię tylko z serialu. Nie mam nic przeciwko temu..- uśmiechnęłam się do niego, a on patrzył przed siebie, tak jakby nie obecny..
-Wiesz, przecież ty też byłaś TYLKO fanką.- mówił akcentując wyrazy. Wywróciłam oczami i zatrzymałam się.
-Fakt, ale... Ja tobie wierzę. Ufam ci. Pomimo wszystko, jeśli nawet chciałbyś o mnie zapomnieć, nie możesz, masz ze mną dziecko skarbie. Ono nas zawsze będzie mogło złączyć.- zawołałam pokazując na lekko większy brzuszek.
-Tak, ale to nie przedmiot do łączenia. To człowiek.. Trochę mnie, trochę ciebie i wyszedł jeden mały ludzik, który ma być do nas podobny, a my mamy nazywać go swoim dzieckiem.- rzekł i cmoknął mnie w policzek. 
Pospacerowaliśmy jeszcze trochę i wróciliśmy do domu. Tam już wszyscy zaczęli szykować się na ognisko. Szykowanie kiełbasek, miejsca na ognisko.Skierowałam się do siebie do pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka, odpaliłam laptopa i biegiem poszukałam na internecie piosenki, która kojarzy mi się z tym NASZYM pierwszym ogniskiem... Po znalezieniu piosenki włączyłam ją i zaczęłam wspominać. Ten moment, kiedy szłam niedzielnego poranku po parku i wpadłam na chłopaka, który całkowicie nie wiedział, co mówię. Ten czas, kiedy w ogóle nie potrafiłam wypowiedzieć się po angielsku! Nagle dostaję olśnienia, przez Big Time Rush! Uświadamiam sobie, że to oni uczą mnie tego języku i przy nich mogę spokojnie go używać. To jest niesamowite. Ten czas, kiedy pisałam o nich fanfiction i miałam tą głupią nadzieję "Jak będę wierzyć, to to się spełni!" , albo "Never say never ! Jak to mawiał Bieber! Jemu się udało ! Tobie też się uda!" I co? Udało się.. Jestem tutaj, z nim, przy nim, kocham go.. Będziemy mieli dzidziusia, którego już kocham... Kocham i to bardzo. 
-Gotowa?- zza drzwi pojawił się James. Przytaknęłam i ruszyłam w jego stronę. Złapałam go za rękę i ruszyliśmy za dom, w stronę lasu, który tam był. 
Wszyscy już tam byli, ognisko już się paliło, niebo zrobiło się ciemniejsze, a chłopcy pogrywali na gitarze. Atmosfera była niesamowita!
Usiadłam na pniu, wraz z brunetem. Oparłam głowę o jego bok i zamknęłam oczy. Czułam i ciepło ogniska i ciepło bijące od niego. Czułam się przy nim tak bezpiecznie.
-Pamiętacie to... Pierwszy koncert BTR w Polsce! Ta obawa : Niby mamy tam te fanki, ale czy one nie będą jakieś szalone? - zaczął wspominać Kendall.
-Tak, albo "Czy któraś z nich się nam na scenę nie rzuci?" . Haha , fajnie tak wspominać. - dodał Logan.
-Najlepszy moment w moim życiu? Niedzielny ranek, gdy dotarliśmy do Polski, a ja poszedłem się przewietrzyć. Szedłem po parku, wpadłem na pewną dziewczynę, która siedzi tutaj obok i którą bardzo kocham.- pocałował mnie w czubek głowy.
-A wiecie co ja Wam powiem? Gdyby nie Klaudia, nie poznałbym Niny. I ... Pewnie nadal byłbym kawalerem,który nie wie, co robić w życiu. Teraz siedzimy, wszystko jest idealne! Są wakacje, nie jesteśmy w trasie póki co, mamy przerwę i dbamy o samych siebie! Po prostu! Żyć nie umierać!- zawołał dumnie Pena. Każdy zaczął cicho chichotać, aż wreszcie zapadła cisza... Nikt nic nie mówił, a ja wlepiłam wzrok w ogień.
-Jak to wszystko cholernie szybko się zmienia..- westchnęłam na tyle cicho, że usłyszał mnie tylko Maslow. -Niegdyś mogłam o tym marzyć! Przecież to jest szalone! Jestem od ciebie tyle młodsza, nie jestem sławna, ładna i w ogóle, a tu taki ty pokazujesz mi, że z bycia nikim mogę dla kogoś stać się wszystkim! Nie ważne, czy ta osoba jest sławna, czy bogata, czy biedna.. Po prostu mnie kocha.. - szeptałam wtulając się jeszcze bardziej w Jamesa.
-Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała.- pocałował mnie czule w czubek głowy i podniósł tak, aby spojrzeć mi w oczy. -Widząc oczy wielu Worldwide gril nie widziałem nigdy takich, jakie są twoje, w tej chwili. Kocham cię..
_________________________________
E wła la! :) 

Siemka, siemka kochani! :) Jest weekend! Więc jest rozdział. :d
 Podoobaa mi się ^^ hihihiihihih taki słodki <3
Chciałabym Was również zaprosić na NOWEGO BLOGA 
*KLIK* 
Będę Wam bardzo wdzięczna, jak wejdziecie, skomentujecie, zaobserwujecie i będziecie czytać! :3 
Tymczasem czekam na Waszą opinię! <3 Jak wam się podoba owy rozdział? Bo mi jak już mówiłam : BARDZO! ^^ 
Nie zanudzam, czekam na Wasze komy <3
czytasz? komentujesz! obserwujesz! 
  

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 46. Urodziny Carlosa part 2.

Ubrałam swoją sukienkę i zaczęłam się malować, czesać i w ogóle. Gotowa wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół. Tam czekała na mnie "święta trójca".
-Wow! - westchnęli chórek. Logan, James oraz Anita popatrzyli na mnie, aż wreszcie jeden z nich- James, otrząsnął się i podał mi kwiat.
-Za co to ?- spytałam zdziwiona.
- Za to, że jesteś. Za to, że będziesz. Tak po prostu, bo cię kocham.- ucałował delikatnie skroń mojej głowy . W czwórkę ruszyliśmy do auta Logana i ruszyliśmy do wynajętej przez nas sali. Na przyjęciu mieli być tylko najbliżsi, a co się okazało? Było TŁUMY fotoreporterów oraz... Ludzie, których bynajmniej ja nie znam.
Zaparkowaliśmy przed tylnym wyjściem, ale co się okazało- było zamknięte. Musieliśmy więc wejść głównym. Zastanawiało mnie jedno: Jak wszedł tutaj Carlos nie spostrzegając wszystkich paparazzi ... ?
Gdy znaleźliśmy się w środku było pełno ludzi! Każdy już szalał, a na środku tańczyli Nina z Carlosem.
- To już po wszystkim!? - warknęłam zawiedziona..
-Chyba się spóźniliśmy.- dopowiedziała Anita.
-Ugh ! To nie fair. Ja tu chciałam być przed nim i śpiewać mu najgłośniej sto lat, ale mi się nie udało...- załamana udałam się do Peny. Przytuliłam go i zaczęłam składać mu życzenia .
-I żebyś miał tyle dzieci, ile fanów na całym świecie! - dodałam na koniec, a Nina zaczęła się dusić napojem. Carlos roześmiany poklepał ją po plecach i przytulił mnie. Potem zaczęła się zabawa . Każdy  coś wypił i zaczął się bawić. Zapoznałam się z pewną dziewczyną - Emily. Jest bardzo sympatyczna, ale za razem skryta...
-Fajnie się z tobą rozmawiało Claudia, ale muszę już lecieć. Mój ojczym się bardzo denerwuję, gdy wracam późno do domu.- mówiła zakłopotana.
-Nie wybaczy ci tego,że wróciłaś później z urodzin kumpla?- spytałam lekko zirytowana.
-Nie, on jest... Inny.- rzekła i przytuliła mnie i zniknęła. No cóż. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i spostrzegłam Jamesa... W kącie... Ledwo przytomnego. Wystraszona szybko do niego pobiegłam.
-James! Nic ci nie jest?! - wrzasnęłam i upadłam przed nim klepiąc go po twarzy. On tylko coś mamrotał pod nosem...
-WAIT... Czyżby James Maslow- ten aniołek, zaliczył zgon alkoholowy? - patrzyłam na jego ledwo mrugające powieki. -Pobudka królewiczu. Nie będę cię tachać do domu przecież.- dodałam. Ten tylko przewrócił oczami i ... Spróbował wstać? Mogę to tak nazwać?
Podparł się kanapy, uniósł się z podłogi i usiadł. Wtedy zobaczyłam, że Anita wyprowadza Logana, również ledwo przytomnego. SERIO!? -,-
Poklepałam kilkakrotnie Jamesa po twarzy, aż ten lekko "przetrzeźwiał"
-Idziemy do domu.- warknęłam. Pomogłam mu wstać i tak jak przyjaciółka, skierowałam się do wyjścia z lokalu. Najpierw upewniłam się, że nikogo nie ma, a dopiero wyszłam.
-Mam dziewczynę, będę tatą, tro lo lo lo lo ! - krzyczał James na całe gardło.
-Milcz. Jeszcze ludzi nas usłyszą  ! - rzuciłam i pomogłam mu wsiąść do auta, w którym siedziała już Anita, a z tyłu Logan, też ledwo przytomny.
- Really?! - westchnęła przyjaciółka odpalając silnik. Nie odezwałam się nic. Po prostu chciałam jak najszybciej wrócić do domu, położyć tego gamonia spać i sama się w ten stan udać!
Po dojechaniu na miejsce Maslow wyskoczył z powozu jak oparzony. Udał się w krzaki i usłyszałam niemiłe odgłosy..
-Tak to jest, jak się miesza wszystkie gatunki alkoholu na raz.- zawołałam i pomogłam Anicie z Loganem. Wprowadziłyśmy go do kuchni..
-Ayeha dziewczynki.. Wiecie co wam powiem?- mówił Henderson, jak gdyby miał coś w ustach.
- Co?- spytała Anita, zdejmując z niego krawat i marynarkę.
-Kocham was.- powiedział z uśmiechem. Spojrzałyśmy na siebie i nie zwracając na to uwagi, dalej go rozbierałyśmy. Był już w samych spodniach. Przyjaciółka pognała rozłożyć sofę w salonie, a ja pomogłam Loganowi się tam dostać.
-Tak się nawalić? Jesteście niedojrzali! - westchnęłam i rzuciłam go na kanapę. Zostawiłyśmy go i pognałyśmy po Jamesa. Wykonałyśmy te same czynności słuchając jego śpiewu i również położyłyśmy go w salonie, obok Logana.
-Śpijcie dobrze alkoholicy! - zawołałyśmy wychodząc. Wzięłyśmy prysznic i udałyśmy się do mojego pokoju. Włączyłyśmy TV i zaczęłyśmy rozmawiać.
-A jak nazwałabyś dziewczynkę?- dopytywała.
-Jessie albo Selena.- odpowiedziałam i spojrzałam na okno balkonowe. Widać było jasno świecące gwiazdy na niebie , które zawsze mnie usypiały.
-Pamiętasz nasze rozmowy na facebook'u? "A co by było, gdyby nasze głupie gadania się spełniły? "... Albo: " I tak nie mamy u nich szans. Po co się łudzić? " A teraz proszę! Mieszkamy z nimi pod jednym dachem, chodzimy z nimi na imprezy, jeden się już oświadczył, drugi będzie miał dziecko. No jeju! Masakra jakaś! Tak szybko i łatwo spełniły się nasze marzenia..- westchnęłam ocierając samotną, szczęśliwą łzę.
-Ty powtarzałaś "Nigdy nie mów nigdy" albo "Wiara pozwala widzieć dalej, niż widzą oczy" ... Miałaś rację, od dziś cię słucham! - zaśmiała się blondynka. Przytuliłam ją mocno i podziękowałam jej.
-Za co? -zapytała zdziwiona.
-Za to, że jesteś. Kocham cię siostro! - zawołałam i uśmiechnęłam się. Przyjaciółka chwilę posiedziała, ale postanowiła wrócić do swojego pokoju i iść spać. Nie dziwię się, obie byłyśmy bardzo zmęczone.
Zostałam sama... Udałam się więc na balkon. Ułożyłam się na płytkach i patrzyłam na niebo.
-Boże dziękuję za spełnienie moich marzeń... Szkoda tylko , że tak szybko obdarzyłeś nas dzieckiem, jednak jesteśmy gotowi na to. - mówiłam pod nosem i zobaczyłam spadającą gwiazdę. W momencie. Oczy zaszkliły się, a ja zrobiłam się czerwona na twarzy... Pomyślałam życzenie i... zasnęłam...
_________________________
Rozdział dedykowany ANICIE ! <3  Kocham cię siostro ! <3
Jak Wam się podoba rozdział? :)
Mi jakoś.. Cienko ...
Nie wyszedł mi .. ;___;
Ale jestem bardzo zmęczona, bo byłam w Częstochowie, obchodziłam prawie całe miasto, po kościele oczywiście. Na prawdę...
Ale mam nadzieję, że się spodoba ! :*
Czekam na komy ! <3
10-15 komów <- nowy ! :*
xoxo

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 45. Urodziny Carlosa part 1.

Obudziłam się... Rozejrzałam dookoła. Przetarłam zaspane oczy, a następnie one powędrowały na moją poduszkę. Spojrzałam na chłopaka, który już z lekkim uśmiechem na twarzy patrzył na moją bladą twarz. Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho i spojrzał mi głęboko w oczy. Ucałował czubek mojego nosa i znów wygodnie ułożył się na poduszce. 
-Jak ci się spało?- zapytał wreszcie jeszcze nie wyraźnym głosem. Mrugnęłam szybciej oczami, a kącik ust uniósł się lekko do góry. 
-Dobrze.- przerwałam na chwilę i nadgryzłam dolną wargę. -Nawet bardzo dobrze.- dodałam po momencie, a James posłał mi ciepły uśmiech. Sama ułożyłam się obok niego. Złapałam mocno jego dłoń, a chwilę potem popatrzyłam na jego śnieżnobiały uśmiech. W pewnym momencie przeniosłam nasze splecione ręce na mój brzuch... Patrzyłam uważnie w miejsce, gdzie dłonie stykały się z brzuchem i uśmiechnęłam się.
-Będziesz tatą, nie wiem, czy to już do ciebie dotarło.- zaśmiałam się, a następnie pocałowałam go w usta. Wyskoczyłam z łóżka i skierowałam się do szafy. Zaczęłam przeglądać swoją garderobę, a po krótkiej chwili wreszcie z gotowym strojem , ruszyłam wziąć prysznic. Podkręciłam elegancko włosy, musnęłam usta błyszczykiem, pomalowałam paznokcie na odpowiedni kolor i ubrałam się.
Już od samych drzwi mojego pokoju poczułam pyszny zapach. Kierowałam się za nim i doprowadził mnie do kuchni. Tam zastałam gotującego Logana.
-Wooah! Logan gotuje? Co to za święto? Zapisujemy w kalendarzach!- wykrzyczałam z uśmiechem. Chłopak wywrócił teatralnie oczami i kontynuował swoją pracę. 
-Tak się zapytam: Ty to robisz dla wszystkich, czy dla siebie i Anity? 
-Dla wszystkich.- zaśmiał się. Usiadłam więc przy stole i czekałam na danie a'la Henderson. Boję się jednak, że on mnie otruje. 
-Smacznego.- przede mną postawił talerz, na którym były dwa jajka i bekon, a z tego powstała uśmiechnięta minka. Zajadając się posiłkiem, usłyszałam kroki na schodach. Odwróciłam głowę w ich stronę, a tam zobaczyłam Jamesa, Carlosa i Kendalla. Trójka chłopców rozmawiała ze sobą i śmiała się. Stare, dobre czasy.. Jakbym widziała serial.. Jakbym widziała siebie, jakieś dwa lata temu, siedzącą przed telewizorem z grzankami i oglądającą wszystkie odcinki Big Time Rush na DVD. Stare czasy... Szkoda, że to wszystko tak szybko leci.. Czas biegnie, jak rozpędzony lampart widząc swoją ofiarę, którą jestem ja. Zatrzymuje się w nieodpowiednim momencie i podaje owoc, którym jest dziecko.. Znów rozpędza się, gdy jest dobrze.. I tak cały czas.. Zwolnijmy trochę, zatrzymajmy się teraz.. Usiądźmy na kanapie i powspominajmy! Nie chcę tak szybko dorastać. 
-Cześć kochanie. - pocałował mnie James i usiadł obok mnie podkradając kawałek bekony.
-Hej..- uśmiechnęłam się do niego. Pod wpływem światła, jego oczy miały ciągle inny kolor. Teraz, w kuchni, były całkowicie czekoladowe. Zaś, gdy leżymy u mnie w pokoju, są zielone, jak świeża, soczysta trawa.
Carlos włączył radio i usiadł na przeciwko mnie, natomiast Kendall podszedł do lodówki i wyjął sok pomarańczowy. Nalał sobie go do szklanki i usiadł obok Peny. Upijając łyk zerknął na Maslowa i mnie. 
- Nie ma co! Zostanę wujkiem.- uśmiechnął się i znów się napił.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zerwałam się i pognałam je otworzyć. I olśniło mnie w momencie, że dziś Carlos Roberto Pena ma urodziny! Gdy byłam przy drzwiach, najpierw poprawiłam swoje włosy, a dopiero po chwili je otworzyłam. 
-Dzień dobry? Zastałam tutaj mojego syna-Carlosa? - spytała wysoką kobietę. Miała długie, zadbane włosy, które opadały jej na dekolt.
-Emm.. Tak, tak! Proszę wejść do środka.- otworzyłam je jeszcze szerzej i wpuściłam ową panią. Poczekała na mnie w korytarzu, a ja poprowadziłam ją do jej syna.
-MAMO! - zawołał od razu Carlos.
-SYNKU! - odkrzyknęła. Oboje rzucili się sobie na szyję. Ja, gestem ręki pokazałam chłopakom, że wychodzimy . Posłusznie opuścili pomieszczenie i ruszyliśmy wszyscy do salonu. Tam, usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy TV.
-Pasowałoby zrobić mu jakąś niespodziankę. W tej chwili. Znaczy.. Poczekajmy chwilę. Jego mama sobie z nim pewnie chce chwilkę porozmawiać. Idę obudzić dziewczyny, a wy szukajcie confetti ! Zrobimy mu niespodziankę.- rzuciłam i wstałam. Chcąc postawić krok dalej, czyjaś ręka mnie zatrzymała. 
-Kocham cię słońce, wiesz?- rzucił James, a ja wywróciłam oczami i wróciłam szybko do niego. Cmoknęłam go w czoło i krzyknęłam krótkie "Ja ciebie też". 
Wszyscy byliśmy w salonie, dziewczyny już ubrane, chłopcy z confetti w rękach. 
-Więc wbiegamy do kuchni i śpiewamy sto lat. W tym samym czasie strzelacie tym confetti i w ogóle! Musi się ucieszyć.- rzekłam. I całą grupą skierowaliśmy się do celu. Wbiegliśmy do pomieszczenia i zaczęliśmy śpiewać dla Carlosa. Ten był w bardzo wielkim szoku. Jego mama była z nas zadowolona. Widać, jak szczerze się do nas uśmiechała.
-NAJLEPSZEGO CARLOS!!!- wykrzyczałam na koniec,a Pena poderwał się na nogi. Podszedł do każdego z nas i przytulił. 
-Dzięki za pamięć. Jesteście wielcy! - przyznał.
-Oj przestań, bo się zawstydzęęęę..- zaśmiałam się, gestykulując rękoma. 
O 16;00 miała odbyć się impreza. Dziewczyny pokazały mi w którym miejscu ma się to konkretnie odbyć, pokazały wystrój sali i swoje kreacje na ten wieczór. 
-A ty co przygotowałaś?- spytałam Niny, gdy każda z nas znajdowała się w jej pokoju. 
-W sumie to... Mam dla niego piosenkę, ale nie wiem, czy przejdzie.. Chciałabym zagrać to na pianinie i mu zaśpiewać. Po prostu chcę, aby to zapamiętał. - przyznała z rozmarzonymi oczami.
-Powrót na ziemię....Przecież możesz zaśpiewać, co ci szkodzi? - spytałam ironicznie.
-A na przykład to, że będzie tam wiele sław i w ogóle, a ja jestem nieśmiała i się wstydzę. Pomylę nuty, czy tekst, wyjdę na pośmiewisko i tyle z tego.- broniła się dziewczyna.
-Nie przesadzaj! Carlos to doceni, bo poświęcasz się dla niego swoim kosztem.- rzekła Anita. Poparłam ją i popatrzyłam na zakłopotaną Ninę.
-Nie panikuj! Będzie dobrze! - zawołała Asia. Przytuliłyśmy ją dla wsparcia i znów spoczęłyśmy oczami na nią. 
-Ej, przepraszam, ja sama nie mam się w co ubrać, dlatego też wymykam się na dwie godzinki na miasto. - rzekłam i wstałam z podłogi.
-Okej.Ale wracaj szybko! - rzuciły równocześnie. Poszłam po torebkę do pokoju i ruszyłam na miasto...
Szłam chodnikami i dostrzegłam znajomą mi osobę.
-Claudia?- wiedziałam, że go skądś znam.
-Justin! Co u ciebie?- uśmiechnęłam się i przytuliłam go na powitanie.
-A po staremu. Nadal sam, nadal praca, nadal fanki. A u ciebie? Widziałem ostatnio twoją nową piosenkę... Come and get it ! Jest na prawdę świetna! - przyznał z podziwem na twarzy.-Tak jak autorka tekstu.- zaśmiał się, a ja go lekko klepnęłam w klatkę piersiową.-Gdzie pędzisz?- dodał.
-A na sklepy, bo muszę coś kupić, bo nie mam się w co ubrać.. Dziś Carlos ma urodziny, a ja za nic w świecie nie wiem, w czym pójdę.- rzekłam zakłopotana.
-O ile to nie problem, mogę dotrzymać ci towarzystwa.- zaproponował Bieber, a ja się zgodziłam. Oboje pognaliśmy do pobliskiego centrum handlowego. Dziwiło mnie to, że Justina nie irytuje pół godzinne spędzanie w jednym sklepie i przymierzanie sterty ubrań...
-W tym wyglądasz idealnie.. Ładnemu we wszystkim ładnie, więc nawet jakbyś w worku z biedronki przyszła, wyglądałabyś szałowo.- rzekł widząc mnie w czarnej, prostej sukience.
-Tak sądzisz? Nie jest zbyt poważna jak dla mnie?- spytałam.
-Nie, skąd. Na prawdę, wyglądasz fenomenalnie.- uśmiechnął się. 
-Dziękuję.- zniknęłam w przymierzalni i zdjęłam z siebie sukienkę. Gdy podeszłam do kasy, sprzedawca oznajmił mi, iż już za nią zapłacono.
-Ale jak to? Ja ją przymierzałam, nikt jej nie miał w rękach prócz mnie. - byłam bardzo zdziwiona. Wtedy poczułam czyjś oddech na mojej szyi.
-Zapłaciłem za nią.- usłyszałam szept Justina. Odeszłam od niego krok dalej i posłałam mu irytujące spojrzenie.
-Do widzenia.- powiedziałam do sprzedawcy, aby nie robić w sklepie scen. Będąc już przed nim spojrzałam na chłopaka.
-Ogłupiałeś? Przecież sama bym sobie za nią zapłaciła! -warknęłam.
-Wyjść z dziewczyną na zakupy i jej nic nie kupić, to jak pornol w radiu.- przyznał, a ja się zaczęłam śmiać. 
-Lecz się. - rzuciłam ze śmiechem. Pochodziliśmy jeszcze chwilę i dobraliśmy dodatki do ubioru. Tym razem bardzo pilnowałam Biebera, aby za nic już więcej nie płacił. Ciągle się upierał, żeby to on mi to wszystko kupował, ale.. Kim on jest, żeby robić dla mnie zakupy!? 
-Dzięki za świetnie spędzone południe!- rzekłam z uśmiechem.
-Nie ma sprawy kicia! Zawsze do usług. Wiesz, gdzie mnie szukać, wystarczy telefon. Możesz na mnie polegać.- i wtedy pocałował mnie w policzek.. Od razu przeszył mnie prąd. Jego usta dotknęły niemalże moich.. Kącik ust, ale już usta!!! 
- Justin.. Proszę cię..- westchnęłam ciężko.
-Taak , wiem.. Masz chłopaka. Ja się z tobą tylko żegnam. Do zobaczenia!- uśmiechnął się i odszedł w innym kierunku. Weszłam na plac i pognałam do domu. Już nie mogłam się doczekać założenia sukienki i pokazania się przyjaciółkom.Przed nami wspaniała noc! 
______________________________
Witajcie po przerwie. Wiem,  przepraszam, że znów rozdziału nie było tak długo.. Miałam poważne problemy rodzinne i po prostu nie miałam czasu pisać rozdziałów. Ale dziś, jak siadłam do laptopa, to nie mogłam się oderwać. W sumie rozdział wyszedł mi na taką... Czwórkę z plusem. Nie jest najgorszy, ale najlepszy też nie jest.
Co Wy o nim sądzicie?
A co sądzicie o wyglądzie bloga? 
Podoba Wam się? :) 
Czekam na Wasze komentarze, które bardzo motywują do pisania! 
Do tego zapraszam Was na moje dwa blogi :
*KLIK 1*
*KLIK 2*
Liczę na Waszą aktywność, szczególnie na drugim blogu! Tam jest nietypowe opowiadanie o BTR, więc mam nadzieję, że będziecie wpadać. Nie będę zdradzać dużo szczegółów, bo byście się zbyt wiele dowiedzieli. Dlatego zachęcam do czytania, komentowania oraz obserwowania moich blogów. <3
Jutro wyjeżdżam do cioci i pewnie znów nie będzie długo rozdziału.
Informacja dla Was:
31 sierpnia miałam usuwać wszystkie blogi , ale tak nie będzie. Żadnego nie usuwam i ... Te, które piszę, będę pisać.. W weekendy. :)
Czekam na komy.
xoxo Claudia Maslow

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 44. James...

Chłopaka sparaliżowało od stup do głów. Nie wiedział, co powiedzieć.
-Czemu mi o tym nie powiedziałaś wcześniej?!- spytał cicho. Co mam mu powiedzieć? "Cześć James. Jestem w ciąży. Nie powiedziałam ci o tym wcześniej, bo uciekałam przed tobą. Uciekałam przed tobą, bo bałam się, że mnie skrzywdzisz i bałam się, że zniszczę ci karierę!" Nie, tak to zabrzmieć nie mogło!
-Słuchaj.. To wszystko jest zbyt skomplikowane. - rzekłam. Trzymałam dystans, bo nie chciałam po prostu rzucić mu się w ramiona i powiedzieć mu o wszystkim, co z drugiej strony chciałam zrobić od dłuższego czasu. Jego starania, żeby mnie odzyskać, były takie słodkie...
-No to mi to wytłumacz. Mamy dużo czasu.- mrugnął w moją stronę i nadal nie mógł uwierzyć w to, co przed chwila usłyszał.
- James.. Eh..
-Dlatego wyjechałaś? Bo nie chciałaś, żebym się o tym dowiedział? Chciałaś uciekać ode mnie z dzieckiem?- nie wiem, czy on mi czyta w myślach, czy zgrywa takiego, który rozumie logikę kobiet.
- Można tak powiedzieć... - teraz jego spojrzenie mnie przeraziło. Był na mnie bardzo zdenerwowany. -Ale nie dlatego, że nie chciałam, abyś ty wiedział o dziecku . Nie chciałam ci zniszczyć kariery! Po prostu... Ty jesteś gwazdką Nickeleodeonu. Masz małe fanki i fanów i co?! Dajesz im taki przykład, że zrobiłeś sobie dziecko z niepełnoletnią dziewczyną?! Do tego z obcego kraju? - mówiłam lekko łamiącym się głosem.
-Jezu! Wiek, to tylko liczby, pochodzenie nie gra roli. Jak ja cię kocham, to to jest najważniejsze.- westchnął. Przeczesał palcami swoje włosy, spojrzał mi głęboko w oczy i uniósł mój podbródek, tak, by widział całą moją twarz.
-Nawet, gdyby miało to oznaczać koniec kariery, nie interesuje mnie to. Zostanę ojcem! To ... Nie wiem, nie potrafię się wypowiedzieć ! To.. Coś wspaniałego, po prostu.- pod koniec wypowiedzi zaśmiał się z siebie. -Po prostu zabawne jest to, że ty jesteś tak spokojna wiedząc, że twoje życie za kilka miesięcy się zmieni. Będziemy już przywiązani i zobowiązani do bobaska. - kontynuował.
-Wiesz... Jestem spokojna, bo wierzę w to, że się uda, że wszystko będzie dobrze. Nie jestem optymistką, ale w tym momencie nie chcę mieć złych myśli. - wtuliłam się w niego. Powiedziałam mu! Mogę odetchnąć z wielką ulgą. Maslow pocałował mnie czule w czubek głowy i przytulił do siebie jeszcze mocniej.
-Mogłabyś popełnić wiele głupstw. I tak ci je wybaczę.-szepnął, a następnie wstał i podał mi ręce. Ścisnęłam je i stanęłam obok niego. Spojrzeliśmy sobie w oczy i złączyliśmy się w pocałunku. Po chwili spletliśmy swoje dłonie w jedno i zaczęliśmy się kierować w stronę wesołego miasteczka. Tam, poszukiwaliśmy reszty. Wreszcie spotkaliśmy ich przy kolejce górskiej.
-Ooo ! Znalazłaś go! - zawołała radośnie Anita. Spojrzała na nasze dłonie i zrobiła duże oczy. Po chwili szybko zaczęła mrugać i zabrakło jej języka w gardle.
-Siema stary.- podszedł Logan, wymijając przy tym blondynkę. Przywitał się z nim i spojrzał na mnie ze szczerym uśmiechem.
-Wiedziałem.- przyznał cwaniacko i posłał nam tego samego rodzaju uśmiech. Wywróciłam oczami i odwróciłam się do Maslow'a.
-Wiesz, że cię kocham, no nie?
-A wiesz, że ja ciebie bardziej?- zaczął kłótnię. Wywróciłam oczami i pocałowałam go.
Byliśmy w wesołym miasteczku do 22. Potem wróciliśmy do domu. Postanowiłam spędzić jeszcze godzinę z dziewczynami . Rozmawiałyśmy o wszystkim, o urodzinach Carlosa, o przyjęciu, o pobycie w Nowym Yorku...
-Ej powiedziałaś Jamesowi o tym? - spytała Anita.
-O czym? - wypytywała Asia. Nina przytaknęła jej, a ja wzgardziłam ją wzrokiem.
-Eh... No więc panie, i ... panie! Chciałabym was poinformować, że jestem w ciąży z Jamesem. - i wtedy nieoczekiwanie do pokoju wpadli wszyscy chłopcy.
-I się wydało! Cioto po co otwierałeś drzwi?! - karzy krzyknął na Carlosa, a on tak niewinnie siedział na środku dywanu. Każda z nas obejrzała się za siebie i zobaczyła ich.
-Sory dziewczyny, nie przeszkadzamy, kontynuujcie. - teraz każdy z nich siedział obok Carlosa po turecku i podpierając rękami brody, patrzyli uważnie na mnie, jakbym czytała ich ulubioną lekturę.
-Em, nie chcę wam nic mówić, ale... Może lepiej stąd wyjdźcie, bo to są takie bardziej ... A zresztą. I tak się dowiecie... Jestem w ciąży. - westchnęłam,a każdy z nich zaczął gwizdać, klaskać i uśmiechać się między sobą.
-Dobra, dowiedzieli się ? To wyjazd.- wygoniłam każdego z nich. James z nimi nie było, więc dla mnie było prościej ich wyrzucić.
-No, ale ejjj!- nie zdążyli dokończyć, bo już znajdowali się po drugiej stronie drzwi.
-Jeju! To niesamowite! Będę ciocią!- westchnęła podekscytowana Nina. Wywróciłam oczami i chwilę z nimi porozmawiałam. Potem pożegnałam się i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i położyłam się wygodnie w łóżku. Przymrużyłam oczy i nim się obejrzałam prawie zasnęłam. Nagle ktoś obok mnie się położył i mnie przytulił. Odwróciłam się w stronę tej osoby i zobaczyłam ten błysk w oczach, które świeciły się w blasku księżyca jak jakiś najcenniejszy diament.
-Dobranoc słońce. Śpij dobrze.- szepnął i ucałował mnie w głowę James. Wtuliłam się w jego tors i zasnęłam....
______________________________
TADAM! :D hahaha ^^ Jak Wam się podoba? Mi nie za bardzo... ;-; No cóż, nie wyszedł mi tak, jak się spodziewałam. Nic na to nie poradzę. :c Dziękuję za 19 komentarzy w poprzednim poście. :) I chciałam się Was zapytać, co sądzicie o nowym wystroju bloga? :> Jeśli Wam się podoba, to zostawiam, jeśli nie, to zmieniam. :) Przecież to Wy musicie dobrze widzieć wszystko, co na nim pisze. :*
Okej, nie przedłużając. Do napisania niebawem ;* Buziaki <3
EDIT.
Założyłam dwa nowe blogi ! Zapraszam do komentowania ! ! ! <3
http://never-too-young-btr.blogspot.com/
http://moj-dzien-moje-zycie.blogspot.com/ 

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 43. Wesołe Miasteczko

Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie. Jako smakujesz, aż się zepsujesz.
Może.. Kendall ma racje? Powinnam powiedzieć Jamesowi o tym, że będzie ojcem? 
~ Oczami Jamesa ~
Przeproszę ją! Zrobię coś niesamowitego! Tak! Wybierzmy się całą paczką do wesołego miasteczka... Mam niesamowity plan, oby wypalił !
~ Oczami Claudii ~ 
-Ejj słuchaj! Chodźmy dzisiaj całą grupką gdzieś! - zaproponował Kendall. Brzmiało interesująco.
-Okej, to za 10 minut. - i w tym momencie do pokoju wleciały dziewczyny.
-KLAUDIA?!- krzyknęła przerażona Anita. -Przecież miałaś być w szpitalu! Badania i w ogóle! A ty tu siedzisz z Kendallem?! - dodała zbulwersowana.
-Spokojnie, chciałam Was nabrać. Jestem tutaj od rana.- wstałam i podeszłam do niej. Przytuliłam ją na powitanie i tak też zrobiłam z resztą przyjaciółek.
-Za 10 minut idziemy do wesołego miasteczka. Przyszykujcie się. - zawiadomiłam z uśmiechem i czekałam, aż wyjdą z pomieszczenia. Gdy zostałam sama poszłam do torby i zaczęłam szukać jakiegoś ubrania. Wreszcie , po 15 minutach byłam gotowa . Zeszłam szybko na dół, gdzie czekała reszta.
-A James? - spytałam i rozejrzałam się dookoła. Wtedy zobaczyłam, że schodzi po schodach. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, a pod nią krył się czerwony, w miarę obcisły t-shirt, który uwydatniał jego cudowne mięśnie. Spodnie miał pod kolor kurtki, a buty pod kolor bluzki. Do tego ten elegancki nieład na głowie i... Śnieżnobiały uśmiech. Dlaczego on jest taki idealny?
-Się wystroił, jak stróż w boże ciało.- palnął Logan, a wszyscy się zaśmiali. Każdy chłopak był świetnie ubrany, ale to była prawda, że Maslow wyglądał najlepiej. Ostatnia wychodziłam ja i James. Zamknęłam drzwi i odetchnęłam ciężko. Przede mną coś ważnego, co muszę mu powiedzieć, ale nie wiem, jak to zrobić... Szliśmy razem, obok siebie tak, jak kiedyś, gdy nie byliśmy ze sobą. Krępująca cisza powodowała, że stresowałam się jeszcze bardziej. Znienacka James objął moją dłoń i ścisnął ją tak, jakby chciał mi przekazać, że mogę na nim polegać. Westchnęłam ciężko i sama złapałam mocniej jego rękę. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Puściłam Maslow'a pod pretekstem kupienia biletu na Diabelski Młyn. Potem razem z przyjaciółmi ruszyliśmy w stronę kolejki do niego. Nim się obejrzeliśmy każdy z nas siadł w swoim przedziale. Ja, szczerze, nie chciałam siedzieć z Jamesem. Bałam się, że mogę stchórzyć i mu nie powiedzieć... Jednak los tak chciał, że niestety nie miałam innego wyjścia. Usiadłam obok niego i skrępowana włożyłam ręce między nogi. Zawiało chłodnym powietrzem, przez co skóra się "nastroszyła" i można było spostrzec tzw. "gęsią skórkę" .
-Chłodno ci? - i nie czekając na moją odpowiedź James zdjął z siebie kurtkę i odział ją mi na plecy. Poczułam te piękne perfumy, które używał, gdy był na koncercie w Polsce. Tyle wspomnień za sobą ciągną, że aż miło jest wspominać. Zaraz potem jego ręka powędrowała przez ramię i znalazła się po drugiej stronie. Jak on to robi, ze jest tak gorący?
-Słuchaj...- zaczął cicho. Spojrzałam na niego i zaraz poczułam nieprzyjemne skręcanie żołądka. Znów ta cisza...
-Wiem, że ty już nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia...- kontynuował ciężko. Oparłam głowę o jego ramię, pokazując że może mówić dalej.
-Ale ja jednak chciałbym do ciebie wrócić. - kontynuował. -Nie wiem jednak, czy ty tego chcesz..- Nie mówiąc nic, po prostu go przytuliłam.
-Mam ci coś ważnego do powiedzenia. - westchnęłam i uniosłam się tak, by patrzeć mu w oczy. Te, jak nigdy, błyszczały zielenią i mieniły się diamentami przez zachodzące słońce. Ciężko było mi wyczytać z oczu, jak się teraz czuje... Nigdy takich nie widziałam.
-Bo ja jestem....- chciałam to wydusić z siebie i mieć święty spokój, ale się nie dało.. Kolejka się nagle zatrzymała, a ja zrzucając z siebie kurtkę i rękę Maslow'a. Nie wiem czemu to zrobiłam, po prostu uciekłam. Stanęłam na boku i rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam, że przyjaciele podążają w moim kierunku. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i poczekałam na nich. Znów na samym końcu szedł James. Nie był nachalny. Mieliśmy do siebie dystans.
-Klaudia, come on! Chodź!- krzyknęła i chwyciła mnie za ręce przyjaciółka. Wstałam na równe nogi i pod uściskiem przyjaciółki szłam dalej. Lekko zmieszana, próbowałam zerknąć za siebie i sprawdzić, co robi James.. Niestety nigdzie nie mogłam go dostrzec.Zatrzymałam się gwałtownie i powiedziałam przyjaciołom, że idę znaleźć Jamesa i razem ich dogonimy.
Czytaj przy tym : *KLIK*
Szłam w stronę Diabelskiego Młyna. Rozglądałam się za nim, lecz nigdzie nie mogłam go znaleźć. Szłam dalej... Nagle, nie spodziewanie, znalazłam się poza terenem miasteczka. Czułam, że jednak on gdzieś tutaj jest. Nie myliłam się. Znajdował się na molo. Gdy szłam po deskach, białe balony, które zapalały się, gdy przechodziłam obok nich. Gdy spostrzegłam ciemny cień Jamesa, wtedy reszta, w sznurku ustawiona, zapaliła się i widziałam dokładnie posturę chłopaka. Ręce trzymał w kieszeni, stał w lekkim rozkroku, oczami bacznie mnie obserwując. Co pewną chwilę mrugał, ale nic nie mówił. Ja, sama, skrępowana, trzymałam ręką, drugą i nadgryzałam dolną wargę. Kosmyki włosów zaczęły spadać na moją twarz i zasłaniać jedno oko. Widzę, że Maslow wszystko idealnie ustalił. Wiedział, że tu przyjdę. Wreszcie jednak ruszył... Podszedł, blisko mnie.. Odgarnął kosmyki za ucho i uniósł mój podbródek do góry. Spojrzał mi w oczy, ale nadal nic nie mówił. Z perspektywy kogoś obcego, pomyśleć by się mogło, że jesteśmy jacyś chorzy... Zakochani..
-Możesz tak seksownie nie nadgryzać dolnej wargi? - spytał patrząc na nią. Uśmiechnęłam się i spuściłam głowę w dół. Mogę mu się rzucić na szyję?
-Dusisz mnie!- krzyknął Maslow, a ja uświadomiłam sobie, że to zrobiłam.
-Łooo, sory.- rzuciłam speszona, a potem niespodziewanie oboje się pocałowaliśmy...Zarzuciłam ręce na jego szyję i przyległam do niego jeszcze mocniej. On zaś objął mnie w talii i również przyciągnął mocniej... Obdarowywaliśmy się delikatnymi pocałunkami, a gdy się oderwaliśmy od siebie, był moment, gdy nic nie mówiliśmy, a patrzyliśmy sobie w oczy.
-Wiesz, że ci wybaczę wszystko...Ale nie zapominaj, że to boli i, że to zapamiętam.- mówiłam i znów go cmoknęłam.
-Prawdziwa miłość..- szepnął i przytulił mnie mocno. Wtuliłam się w jego tors i wszelkie obawy odpłynęły.
-Czyli, że jesteśmy razem, tak..?- spytałam, aby się upewnić.
-Kotku, głupie pytanie, oczywiście, że tak.- pocałował mnie znów. Potem usiedliśmy przy samym końcu mola, gdzie leżał koc i gitara. Maslow wziął ją do ręki i usiadł obok mnie. Zaczął śpiewać jakieś miłosne serenady i dla mnie zaśpiewał "Worldwide" .
-Jesteś kochany.. - szepnęłam i oparłam głowę o jego ramię.
-Na karuzeli chciałaś mi coś powiedzieć..- przypomniał, a wtedy wszystkie obawy wróciły...
-Ano tak..- przyznałam, przełykając głośno ślinę. Odgarnęłam włosy za ucho i popatrzyłam mu w oczy...
-James.. Ja jestem w ciąży...
___________________
I e wła la ! :) hahahahahaha udał mi się ten rozdział <3 Serio... I like it *w*
Siedziałam nad nim spooroo czasu, próbując sklepać tak wyrazy, żeby wyszły rozsądne zdania. No, nie udało mi się xD
Rozdział dedykuję znów solenizantce, bo to jej obiecałam dwa rozdziały.. o.o No, skoczyłam na głęboką wodę, ale to nic. :3
No.. Jak Wam się podobał rozdział? :) Mam nadzieję, że... Ujdzie od biedy >.<
Czekam na komy.
xoxo CM


wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 42. Kendall

Zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję, przemyśl ją dwa razy,
Zakłopotana weszłam wgłąb pomieszczenia i pomyślałam: może jednak źle robię nie dając mu kolejnej szansy? Do trzech razy sztuka! Nie ważne.. Ruszyliśmy do salonu, a ja patrzyłam z wielkim uśmiechem na twarzy na Carlosa, który widać było, że jest bardzo zadowolony z tego, że wróciłam.
-Co robiliście, jak mnie nie było?- spytałam i zasiadłam na kanapie, rzucając wcześniej wszelkie bagaże do kąta.
-W sumie,to.. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i strasznie tęskniliśmy!- krzyknął Carlos i mnie przytulił.
-Te, rączki przy sobie! Nie zapominaj, że masz narzeczoną! - przypomniałam i spojrzałam na niego z pogardą, lecz po chwili się uśmiechnęłam.-Cieszę się, że mnie tak lubicie.- dodałam ze śmiechem. Maslow siedział na fotelu i patrzył na coś, co trzymał w rękach. Serce krajało się na jego widok i gdy tylko widziałam smutek na jego twarzy, chciałam podejść i go pocałować, mówiąc, że wszystko będzie dobrze... Nie, nie będzie dobrze. Z rozmyślań wyrwał mnie Pitbull wraz z Jeniffer Lopez , czyli tak po ludzku.. Dzwoni mój telefon.  Odebrałam go i usłyszałam w słuchawce głos podekscytowanej Anity.
-I jak przyjeżdżasz do L.A ?- postanowiłam ją nabrać.
-Anita, ja teraz leżę w szpitalu. Potrąciło mnie auto i jestem ledwo żywa.- mówiłam zachrypniętym, cichym głosem. Potrafiłam dobrze grać i wykorzystywałam to.
-Jak to!? Co jest? - krzyknęła przerażona dziewczyna.
-Nie mogę rozmawiać, jadę na jakieś badania. Pa.- i rozłączyłam się, nie czekając na jej reakcję. Każdy chłopak się na mnie spojrzał i posłał zdziwione spojrzenie.
-Daję im pięć minut.- rzekłam i poprawiłam swoje włosy.
-Na ?- uśmiechnęłam się do Kendalla.
-Zobaczysz. - rzuciłam i poszłam na górę. Weszłam do pokoju, w którym miałam niedawno mieszkanie. Usiadłam na dużym łożu małżeńskim i zalałam się kolejną falą myśli. Czemu to wszystko musi być takie trudne? Mogłabym wieść spokojne życie, bez zmartwienia , jeśli chodzi o dziecko, bez zbędnych kłopotów.. Czasem nawet żałuję, że poznałam BTR osobiście... Mogłam ich zobaczyć na koncercie i na tym kończy się nasza znajomość, ale nie! Mój stan wolał czekać na nich przed Spodkiem i ich zaatakować, jak gdyby nigdy nic. Byłam tak głupia i naiwna... Naiwna, bo myślałam, że serio coś z tego będzie. Wyszło... Dziecko ... A tego nie mieliśmy w planach. Moja podświadomość, jak i serce miało w planach szczęśliwy związek, z wieloma uniesieniami, a nie małego brzdąca, o którym James nic nie wie.
-Puk, puk. Mogę?- spytał Kendall zerkając zza drzwi. Przytaknęłam i ze spuszczoną głową wlepiłam spojrzenie w swoje stopy.
-Ej, może chcesz pogadać, co? - siadł obok i wyczekiwał momentu, gdy spojrzę mu w twarz. Nie chciałam tego, wstydziłam się, że ukrywam coś tak ważnego..
-To wszystko jest takie trudne.- westchnęłam i zatopiłam twarz w dłoniach. Kosmyki moich ciemnych włosów stoczył się w dół i opadł na ręce.
-Ale co jest trudne? - głos Schmidt'a był opanowany. Poczułam, że chce mi pomóc, nie zaszkodzić. Przez ostatni czas nabrałam dystansu do ludzi. Ciężko mogę zaufać komukolwiek, ale... Ktoś mi musi pomóc.
-Słuchaj, ale to nie może opuścić tych czterech ścian. To musi być nasza tajemnica. Nikt, ale to nikt się nie może o tym dowiedzieć.- mówiłam wolno, wyraźnie, czując jak kamień miażdży moje serce, a gula w gardle powoduje trudności z oddechem i mową.
-No okej, wal śmiało.
-Więc... My, z Jamesem, zanim z nim zerwałam, to, no wiesz... No i potem miałam mdłości, źle się czułam, a Anita poprosiła, żebym zrobiła test. Zrobiłam go. Okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam powiedzieć o tym mamie. Nie ukrywałam przed nią tego. Dlatego też uciekłam stąd.
-Czekaj chwilę. Uciekłaś stąd, bo co? Nie rozumiem. -przerwał rozkojarzony Kend.
-Przed Jamesem. Nie chcę wywoływać skandali wokół Was. Nie nad tym pracujecie przez te lata, prawda? I on nic o tym nie wie. Póki co, jesteś piątą osobą, która o tym wie. Powiedziałam o tym swojej mamie i mamie Jamesa oraz swojemu tacie. No i Anicie... Proszę cię, Kendall, nie możesz mnie wydać.- prosiłam załamującym się głosem.
-Nie wydam cię. O to się nie martw Klaudia, ale... Dlaczego mu o tym nie powiesz? Przecież będzie ojcem! Chyba bym zwariował, gdybym nie wiedział, że moja dziewczyna jest ze mną w ciąży! No kurcze on będzie ojcem! Maslow kocha dzieci. Jest chyba najbardziej dojrzałym chłopakiem w całym Big Time Rush! Nie zauważyłaś jeszcze tego?
-Sądziłam, że to Carlos jest tym najmądrzejszym.- przyznałam i spuściłam wzrok w dół. Mimowolnie łzy zaczęły spływać po policzku. Szybko otarłam je opuszkami palców i kątem oka dostrzegłam zakłopotanie, które maluje się na twarzy przyjaciela. Sądzę, że jednak on mi nie pomoże..
-Słuchaj.. Powiedz to Jamesowi. Nikt ci nie będzie miał za złe tego, że ... Brzydko mówiąc : narobiliście sobie bagna. Cóż ci mogę jeszcze powiedzieć? Cieszę się, że będziecie mieć dziecko, bo wiem, że tworzycie idealną parę. - przyznał...
____________________
Wiem, przepraszam, że krótki, ale nie mam już głowy. Rozdział dla Jubilaki JULKI +Julkaa Stefańska  <3 STO LAT, STO LAT <3 No , bo ona potrafi czytać mojego bloga od rana do nocy! Od zmierzchu do świtu <3 Tak, much love. <3
Rozjebałam przed momentem sobie głowę, krew się leje jak nw co, ale to nic! Piszę dalej i nie zwracam uwagi na to, że poduszka już w połowie pobrudzona krwią. :D Jak to zrobiłam? Rozjebałam głową żyrandol, gdy chciałam iść odebrać telefon. Wstałam na łóżku i .... JEB... Moja głowa.. xd
Nie zanudzam już. <3 Do napisania <3 

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 41. Urodziny Carlosa tuż, tuż..



Never let you go.
Biegłam, ciągle biegłam. Brzuch mnie niemiłosiernie bolał, a ja , całkowicie zapłakana nie chciałam widzieć się z Jamesem. W tym momencie nie może dowiedzieć się o ciąży. To zbyt ważna sprawa, jego kariera może stanąć pod wielkim znakiem zapytania.
-CLAUDIA!- krzyczał Maslow i… Biegł. Vivienne siedziała mu na karku i próbowała go spowolnić i dać mi więcej czasu do ucieczki. Nagle potknęłam się i upadłam. Strasznie rozbolał mnie brzuch , ale nie dawałam po sobie poznać. Wreszcie weszłam do jakiegoś pubu i … Straciłam z pola widzenia Jamesa. Zamówiłam herbatę i usiadłam przy wolnym stoliku. Kelner przyniósł mi zamówienie, a ja smakując napoju patrzyłam przez szybę. Zaczął padać deszcz, a ja bacznie obserwowałam spływające po szybie krople wody. Zapłaciłam i wyszłam z lokalu. Kierowałam się w stronę mieszkania ciotki. Deszcz opatulał moje ciało, przez co byłam cała mokra. Kopałam kamyczek napotkany na drodze i … Płakałam. Dlaczego to musiało spotkać właśnie mnie? Dlaczego James nie mógł się zakochać  w innej dziewczynie, tylko we mnie? I do tego… Jestem w ciąży! Przed 18 rokiem życia… Gdybym wróciła do Polski, kraj ten mówiłby o tym, że puściłam się z gwiazdą, a teraz wróciłam i płaczę… Tak, to właśnie nasz zasrany kraj, z którego tak bardzo chciałam uciec od dzieciństwa. Myślałam, że sława będzie miała wiele plusów, ale … Co okazuje się, ma też wiele minusów. Ojczyzna śledzi mnie na każdym kroku , więc to, że wracam do Polski z brzuchem byłoby niezłą przynętą na paparazzi. Tego chcę uniknąć, dlatego zostaję u ciotki. Brzuch zaczął boleć mnie coraz bardziej. Myślałam, że mi przejdzie, ale niestety tak nie było. Postanowiłam wstąpić do lekarza i się zbadać.
Będąc na recepcji ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Nie wiedziałam o co im chodzi. Spojrzałam na siebie i nie dostrzegłam czegoś dziwnego. Zasiadłam więc na krześle w poczekalni i czekałam na swoją kolej. Wreszcie lekarz zaprosił mnie do gabinetu, a ja posłusznie weszłam.

Siedziałam w salonie i piłam jakieś gorzkie zioła. Ciotka została wezwana do przychodni, bo lekarz bał się puścić mnie samą do domu.
-Już jest okej?- spytała, a ja przytaknęłam.
-Muszę to pić?!- zapytałam, wykręcając się w grymas.
-Niestety! Mogłaś się nie przewracać! Dobrze, że dziecku nic nie jest!- warknęła i zmierzyła mnie wzrokiem z góry na dół.
-Dobrze, dobrze.- westchnęłam. Dochodziła 22 i wraz z ciocią oglądałyśmy „Ostry Dyżur” . Kobieta poroniła dziecko i przez to, jej mąż ją zostawił. Po policzku spłynęły łzy.
-Co jest?- spytała kobieta i usiadła obok. Przytuliła mnie i zaczęła głaskać po głowie.
-Nic.. Po prostu.. Kocham strasznie Jamesa i boli mnie to, że nie wie, że zostanie ojcem. Robię to dla jego dobra! Dlaczego dobro musi być złe? Oho! Włączają mi się rozkminy! – westchnęłam i otarłam łzy. Chrzestna nic nie powiedziała, tylko przytuliła mnie mocniej do swojej piersi i cmoknęła w czubek głowy.
-Czasem warto jednak zaryzykować i zrobić ten głupi krok! Nie powinnam ci tak mówić, ale.. Nie oszukujmy się! Kto nie popełnia błędów? Nikt nie jest idealny i każdy płaci za swoje grzechy! Spróbuj mu o tym powiedzieć, a nie przekreślaj tego na starcie. Nie mów hop, póki nie przeskoczysz.- mówiła, a następnie wstała z kanapy. Wyszła z pomieszczenia i zostawiła mnie zupełnie rozkojarzoną. Myślami byłam już przy Jamesie. Przytulałam go i mówiłam, jak bardzo jest dla mnie ważny. W rzeczywistości leżałam przykryta starym kocem, pijąc jakieś obrzydliwe zioła i oglądając lekarzy, którzy rozkrajają innych w pół. Śmieszne..- pomyślałam, a następnie dopijając lekarstwo położyłam się na kanapie. Zasnęłam…
Następnego dnia obudziłam się i nie za bardzo kontaktowałam. Cały dzień chodziłam lekko zamulona, nic do mnie nie docierało, a gdy ciotka chciała ze mną porozmawiać, musiała się powtórzyć co najmniej 3 razy, żebym wreszcie jakoś zrozumiała to, o czym ona do mnie mówi. Zmęczona tym wszystkim znów się położyłam do łóżka. Nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić z domu. Tylko ja i te cztery kąty, w których teraz spędzam jak najwięcej się da.
14 sierpnia.
Jutro są urodziny Carlosa. Pomyślałam, że może mogłabym mu jakiś prezent zorganizować? Powrócę na ten jeden dzień do L.A ? Może… Najpierw muszę się upewnić, że nie ma tam Jamesa. Zadzwoniłam do Anity. Ta szybko odebrała telefon.
-Co się dzieje? Nie mogę zbytnio rozmawiać, bo szykujemy z Niną i Asią salę na urodziny Carlita.- mówiła szybko dziewczyna.
-Jest tam James? W sensie, że w L.A? – spytałam nie przedłużając.
-Nie. W Nowym Yorku jest ciągle.
-Do zobaczenia.- rzuciłam nie przedłużając i zaczęłam się pakować. Jadę tam na dwa dni i ani jeden dzień dłużej. Jest ranek i może będą jakieś wolne linie lotnicze, którymi będę mogła tam dotrzeć? Módlmy się, żeby były.
-Ciociu jadę na dwa dni do L.A , bo Carlos ma urodziny. Chciałabym być przy nim, bo to mój dobry przyjaciel.- oznajmiłam.
-Okej, ale co z transportem?- spytała, a ja wywróciłam oczami.
-O mnie się nie martw, o mnie się nie martw! Ja sobie radę dam! – zaczęłam śpiewać piosenkę Anny Jantar. Chrzestna tylko poklepała mnie po ramieniu i posłała mi ciepły uśmiech. Zostawiłam ją w kuchni samą i chwyciłam torbę, która była już zapakowana.
-To ja jadę! Do zobaczenia za dwa dni!- krzyknęłam i wyszłam z domu. Rozejrzałam się, czy aby James mnie nie widzi i … Złapałam pierwszą, lepszą taksówkę. Wsiadłam do niej i czekałam, aż dojedziemy na lotnisko.
Tam znalazłam jakiś samolot, linia lotnicza miała na swoim koncie jakieś problemy, ale dla mnie liczyło się to, żeby jak najszybciej dotrzeć do L.A. !
Lot się dłużył, a pilot poinformował nas, że lądujemy awaryjnie w jakimś miasteczku oddalonym 40 km od L.A. Jeszcze tego brakowało…
Na lotnisku czekał na nas autobus, który zawiezie nas do Los Angeles. Wsiadłam do niego i zobaczyłam..
-Nie no proszę! – westchnęłam czując, jak jakiś kamień miażdży mój żołądek.
-Claudia?- spytał James i przesunął się tak, abym usiadła obok niego. Moje niedoczekanie. Siadłam obok jakiejś dziewczyny. Na oko wyglądała na 18 lat. Od razu mnie zaprosiła obok siebie. Wydawała się być sympatyczną osóbką.  Obok siedział jakiś chłopak, nadpobudliwy chłopak… Zapowiada się długa podróż.  
Na iPodzie słuchałam właśnie „Worldwide”, a dziewczyna wyjęła mi słuchawkę i zobaczyła czego słucham.
-Dobre to! – przyznała wczuwając się w piosenkę. – Kto to śpiewa? – spytała.
-Big Time Rush.- odpowiedziałam cicho.
-Masz jeszcze jakieś ich piosenki? – dopytywała, a ja podałam jej urządzenie, na którym miałam każdą ich piosenkę.
-Woow. Dużo tego.- przyznała. Zauważyłam, jak Maslow zaczyna rozglądać się po autobusie. Widząc wolne miejsce obok mnie przesiadł się.
-Mogę?- spytał chłopaka, a ten widocznie go znał i nie odpowiadając patrzył się na niego jak na ducha i przesunął się na miejsce obok. Ze żwawego chłopaka, stał się pokornym, cichutkim chłopczykiem.
-Claudia proszę cię… Możemy porozmawiać?- nie zwracałam na niego uwagi. Dziewczyna obok wyszła z playlisty i zobaczyła tapetę.
-Zaraz, chwila moment. To nie jest ten z tego zespołu od tej piosenki?- czy ona musi zadawać tyle pytań? Nie może siedzieć cicho?!- pomyślałam zażenowana.
-Od jakiej? – teraz James spojrzał na nią. Mogłam wreszcie, ale tylko na moment odetchnąć z ulgą.
-Szła ona tak… - i zaczęła śpiewać, a chłopak dołączył się.
-Boże, przecież to ty! Mogę prosić o autograf?- spytała wyjmując zeszyt. Wtedy ten spokojny chłopak się odezwał.
-Mogę też sobie wziąć kartkę ?- dziewczyna się zgodziła. Maslow rozdał dwa autografy ze specjalnymi dedykacjami i spojrzał na mnie.
-Posłuchaj.. Ale proszę cię, posłuchaj..- zaczął i spojrzał mi w oczy. –Wtedy… Z Halston.. Może to zabrzmi jak typowa wymówka, ale… Ona naprawdę się  mnie rzuciła. Miała mi pomóc ze specjalnym wieczorem, który organizowałem dla ciebie, ale niestety tego nie zrobiła. Starała się mnie uwieść..
-Jakim specjalnym wieczorem?- spytałam nie za bardzo rozumiejąc.
-Chciałem.. No .. Ja tego… Chciałem..- pierwszy raz w życiu widziałam tak zawstydzonego Jamesa. –Chciałem ci się oświadczyć no! – powiedział wreszcie. Złapał mnie za rękę i patrzył mi w oczy.
-No jakoś ci nie wierzę.. – rzekłam. Taką wymówkę to na poczekaniu mogę wymyślić. Wtedy chłopak wyjął pudełeczko z kieszeni.
-Noszę go od tamtej pory cały czas przy sobie. Może to dla ciebie nie jest „poważny związek” , bo uważasz, że do tego nie dorosłem, ale się mylisz. Kocham cię jak jakiś naiwniak! Wskoczyłbym dla ciebie w ogień! Odciąłbym sobie genitalia, gdybyś tego sobie zażyczyła. Kocham cię i tyle! I nie wiem, co bym sobie zrobił, gdybym cię stracił na zawsze! – nie mogłam w to uwierzyć. Łzy płynęły mi strumieniami. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam puste miejsca. Przesiadłam się tam i położyłam się na fotelu. Zaczęłam płakać i zwijać się w kłębek.  Nagle, zasnęłam…
Ktoś zaczął mnie budzić, gdy byliśmy już na miejscu. Był to James..
-Wstawaj.. Dojechaliśmy..- powiedział i podał mi rękę. Wstając coś bardzo ukuło mnie w brzuchu. Pierwszy raz poczułam, jak płód się we mnie rusza… Syknęłam z bólu i usiadłam z powrotem na fotelu.
-Claudia co jest? – spytał wystraszony Maslow.
-Nie, nic! Zaraz mi przejdzie!- dalej grałam przed nim tą samą Klaudię, którą byłam kiedyś. Ból narastał. Nie mogłam się ruszyć, bo każde drgnienie ciała powodowało podwojone boleści.
-W torebce mam lekarstwo. Podaj mi je, proszę.- szepnęłam zaciskając sobie podbrzusze. Ten pobiegł po leki i wrócił razem z nimi. Kierowca bacznie obserwował zajście i wreszcie zapytał:
-Zadzwonić na pogotowie?- zaprzeczyłam ruchem głowy. Maslow wziął mnie na ręce i wyniósł na dwór. Położył na ławeczce i z lękiem w oczach patrzył na mnie.
-Jesteś cała blada. Nie mogę tego tak zostawić. Jedziemy do szpitala.- mówił, a ja nadal się buntowałam. Jeśli on pojedzie ze mną tam, wtedy się wyda, że jestem w ciąży. Dlatego… Postanowiłam grać…
-Zaraz mi przejdzie. – złapałam jeden wielki oddech, a następnie kilka płytkich. Tak, jak myślałam! Ból zaczął mijać.
-Już dobrze?- spytał z nadzieją w głosie. Usiadłam już normalnie i popatrzyłam na niego.
-Tak, już dobrze.- rzekłam i odgarnęłam kosmyk włosów za ucho. Przetarłam załzawione oczy i pomyślałam : Czemu by mu nie dać kolejnej szansy? Do trzech razy sztuka!
- To, co mówiłeś w autobusie, to serio?- zapytałam. Ten tylko z lekkim uśmiechem na twarzy przytaknął. 
-Wiesz, że jesteś bardzo słodki?- zaśmiałam się, a on podniósł się i podał mi ręce.
-To jak? Robimy im niespodziankę, czy wiedzą, że przyjeżdżasz?- spytał Maslow .
- Niespodzianka. Ale będzie to podwójna niespodzianka, bo wracam z tobą. –zaśmiałam się. Zamówiliśmy taksówkę, a po chwili byliśmy już na miejscu.
-Haj, hej, heloł! – zawołałam wchodząc bez pukania do mieszkania. Na mój głos cała trójka pojawiła się na korytarzu.
-KLAUDIA!! JAMES!!- zawołali chłopacy i podbiegli do mnie. Przytulili mnie mocno i przywitali się z Jamesem.
- Dziewczyny gdzie?- spytałam i od razu spojrzałam na Logana, który lubi robić dziwne miny. Teraz zacisnął zęby i oczami pokazał na Carlosa. Zrobił tzw. „wytrzeszcz” jak kto z „co ja paczę”.
-Ahha.-powiedziałam z wielkim uśmiechem.
-A wy tego no…- zaczął Kendall.
-Nie, my nie jesteśmy razem.- wyprzedziłam od razu z powagą na twarzy.
- I wszystko jasne..- burknął James. Zrobiło mi się go żal.. 
_______________
Soooł słiit ^^ Dziękuję za komentarze, dziękuję Emily za obronę mnie, gdy anonim wyraził swoją opinię na mój temat. (ah te anonimy, uwaga, bo mnie to ruszy). Aby tego nie roztrząsać usunęłam komentarz i ... Jestem pod wielkim i miłym zaskoczeniem! 17 komów to dla mnie bardzo dużo i dziękuję za nie. :') Jesteście wielcy. <3
Co do rozdziału to.. Pisałam go dwa razy. Nie spodziewajcie się na razie cudów, bo mam inne plany, niż sobie możecie myśleć. Zaskoczę Was! Obiecuję. :*
Zaraz dodam bohaterów do zakładki z BOHATEROWIE. Uprzedzam iż kolejny rozdział znów nie wiem za ile się pojawi, ponieważ wyjeżdżam znów jutro na tydzień. Miejmy nadzieję, że będę mogła pisać i jak napiszę, to na pewno wstawię to w ciągu tygodnia. :)
Chciałabym też Was poinformować, że chyba założę kolejnego bloga. Dzięki książce "Pamiętnik Narkomanki" oraz "5o twarzy Grey'a" i filmowi "Spring Breakres" naszła mnie bardzo wena i mam pełno pomysłów. Zatem... Do usłyszenia niebawem , a ja teraz zabieram się za bohaterów. <3
Buziaki <3