niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 53. Anita i Logan.

Siedzimy na tarasie i zajadamy śniadanie z naszym małym bobaskiem.
-No i jak go nazwiemy?- pytam z uśmiechem na twarzy. Maslow przeżuwa kęs bułki, popija herbatą i spogląda na mnie.
-Jacob. Co ty na to?.
-Po polsku to Kuba, tak samo, jak James. Podoba mi się.- rzucam i spoglądam na ślicznego malucha o wielkich, brązowych oczach, króciutkich, ciemnych włosach i cudnym, radosnym uśmieszku. Nasze wspaniałe dziecko...
Po obiedzie przyszli do nas nasi przyjaciele. Logan z Anitą, Carlos ze swoją narzeczoną- Niną, Kendall z Natalią i nasi rodzice - moi i Jamesa. Wielki, rodzinny grill. Wieczór zapowiadał się niesamowicie, tym bardziej, że pogoda dopisywała i na niebie wznosiło się słońce. Lekki podmuch wiatru delikatnie otulał nasze skóry. Westchnęłam i mocno przytuliłam Jamesa. Ten dom... Postawił go dla nas, dla mnie, dla niego, dla naszego maluszka. To może być sugestia, co do dalszego życia... RAZEM.
-I co, jak postanowiliście mu dać na imię?- spoglądam na mamę z wielkim uśmiechem.
-Jacob, w Polsce będziecie mówić do niego Kuba.- posyłam jej radosny spojrzenie, a na jej twarzy maluje się duma i miłość. Tak bardzo kocham tą kobietę. Za wszystko, co dla mnie zrobiła. Że mi zaufała i pozwoliła tutaj przyjechać, że sama po jakimś czasie się tutaj przeprowadziła... Jestem istną szczęściarą, mając taką mamę.
-Wybaczcie, muszę nakarmić malucha.- wstaję od stołu i unoszę z wózka Jacoba. Idę z nim do salonu i zaczynam karmić. Nagle zjawia się Anita z Loganem. Siadają na przeciwko mnie i spoglądają na siebie, a następnie na mnie.
-Z racji tego, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, chcę, abyś coś wiedziała.- mówi wolno blondynka, a ja patrzę uważnie na nią. -Zaręczyliśmy się.- ukazuje prawą dłoń, na której świeci się niewielki brylant. Otwieram szeroko oczy i z niedowierzaniem patrzę w ich kierunku.
-Boże, jestem taka szczęśliwa. Gratulację!- wołam i ocieram łzy szczęścia, które spływają po policzkach.
-Z racji tego, że jesteś jeszcze panną, nie wyszłaś za mąż, mamy zaszczyt cię o coś poprosić.- dołącza Logan, gdy nagle wchodzi James. Siada obok, całuje mnie w policzek i patrzy na nich.
-Co jest?- pyta, widząc moje zaróżowione policzki.
-Pobierają się.- piszczę, a on otwiera szeroko oczy.
-No nie, Henderson. Tego się nie spodziewałem!- wstaje i podchodzi do niego. Zaczynają się klepać po plecach, a następnie oboje zajmują swoje miejsca.
-Skoro jesteście tutaj teraz razem, mamy zaszczyt prosić was, abyście zostali naszymi starszymi.- kontynuuje Logan, a ja dumnie patrzę na parę zakochanych. Z wielką chęcią się zgadzam i dając Jamesowi dziecko, podchodzę do Anity i mocno ja przytulam. Potem to samo robię z Loganem i z ogromnym uśmiechem na twarzy wychodzę do rodziny. Siadamy przy stole, a Kendall, który zajmował się gillem, kładzie na stole ogromny talerz pełen steków, karkówki i innych rodzai mięsa. obok leżą już kiełbaski, a chleb, który przyniosła mama, został obsmażony z masłem czosnkowym. Dobry, polski grill.

Kładę się do łóżka i patrzę na Jamesa. Przytulam się do jego nagiego torsu i głaszczę opuszkami palców jego klatkę. Zaczerpnęłam głębiej powietrza i uśmiecham się. Wiem, że jestem cała jego, już do końca życia.
-Kochanie..- zaczął niepewnie. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.- Wiesz, my też niebawem moglibyśmy wziąć ślub.- mówi i całuje mnie w czoło.
-Chwila, czy ty sugerujesz mi, że w niedalekiej przyszłości chcesz mi się oświadczyć?- wołam podekscytowana. Kiwa niepewnie głową, a ja podnoszę się wyżej i mocno go ujmuję swoimi ramionami. Wpijam się w jego usta, a po policzkach spływają łzy szczęścia. -Już się zgadzam. Zgodziłam się, gdy urodziłam nasze dziecko. Kocham cię.- wołam radośnie i całuję go po każdym wypowiedzianym wyrazie. Czuję, że kąciki jego ust unoszą się do góry, a on pogłębia pocałunek. Odrywa się nagle, aby spojrzeć mi w oczy.
-Ja ciebie też kocham.- szepta i przytula się do mnie. Wzdycham i chcąc opanować swoje nerwy, wyobrażam sobie nas... Szczęśliwą rodzinę, mieszkającą w Los Angeles. Ciekawe, jak zareagują na to Rushers. Jedna z ich fanek urodziła mu dziecko, a następnie wychodzi za niego za mąż. Cudna historia, warta zapamiętania.

Mijają miesiące, a Anita wraz z Loganem przygotowują się do ogromnie ważnego wydarzenia w ich życiu. Cieszę się, że przyjaciółka znalazła partnera na całe życie, który kocha ją za to, jaka jest. Będzie trwał przy niej w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe. Co by się nie działo, będzie miała go zawsze przy sobie. Służącego pomocą mężczyznę, który widać na pierwszy rzut oka, że nie wyobraża sobie życia bez tej kobiety.
-I jak?- pyta blondynka, przeglądając się w ogromnym lustrze w salonie sukni ślubnych.
-Nie lepiej iść ci za radą Logana, abyś sobie uszyła suknię na zamówienie? Twoja mama mówiła, że nie ma problemu, pokryje koszt uszycia jej, więc nie będziesz naciągać Logana.- pytam, widząc ją w długiej sukni, idealnie dopasowanej do jej ciała w biodrach, a potem wolno spadającej do podłogi.
-Nie mam pomysłu na takie kreacje, a wolę kupić prostą, zwykłą suknię, aby wyglądać normalnie, nie jak jakaś diva, która musi mieć szytą na miarę, jedyną w swoim rodzaju sukienkę.- wydyma usta z zażenowania, a ja zdycham i każę jej się odwrócić.
-Wyglądasz pięknie.- mówię z dumą w głosie, a ona rumieni się.
-Na prawdę?- pyta, a ja przytakuję. -To brać?- a ja znów ruszam głową. Idzie do przebieralni, zdejmuje ją i wiesza na wieszaku. Kieruje się do kasy, kobieta elegancko pakuje ją w wielką folię, aby się nie pobrudziła, zakurzyła, ani zmokła do czasu wesela. Płaci i wychodzimy.
-To już dwa dni!- wołam, a ona potakuje nerwowo głową.
-Stresuję się.- wzdycham i targa za końce włosów.
-Czym? Stajesz się Anitą Henderson! Polską małżonką Logana Hendersona, tego samego Hendersona z Big Time Rush. Żyć nie umierać! Nie przejmuj się niczym, to będzie najpiękniejszy dzień twojego życia.- mówię i mocno ją przytulam. Ona odwzajemnia gest i potrząsa głową. Wesele jest w Zakopanym, w Polsce. Logan zgodził się, aby ono odbyło się właśnie w tym kraju, a Anita ze względu na swoje wspomnienia ze skokami narciarskimi, chciała, aby to było w Zakopanym. Wracamy do kraju, a polskie fanki BTR na pewno przejdą zawał, gdy dowiedzą się, że to właśnie tam zawita cały zespół.

Przygotowania idą pełną parą. Zatrzymaliśmy się u mojej cioci w agroturystyce, nie chcąc się panoszyć po hotelach. Wynajęliśmy 4 domki i mieliśmy z nich widok na Krupówki oraz inne atrakcje tego pięknego miasta.
-Czemu my tu nie przyjechaliśmy wcześniej?- pyta z oburzeniem Carlos, spoglądając przez okno. Dziewczyny cicho się śmieją, a on drapie się nerwowo po karku.
- Woleliście się wozić po Kanadzie, USA, albo po naszych sąsiadach. Ile czasu czekaliśmy, aż wreszcie zawitacie do Polski... Ale proszę, zawitaliście i stały się tak niezwykłe rzeczy, że zapewne niejedna osoba jest w szoku.- chichoczę i spoglądam na Jamesa. Jacob został z moją mamą w USA, ponieważ nie może latać w tym wieku samolotami.
-No co?- pyta wreszcie z rozbawieniem. Wzruszam ramionami i podchodzę do niego.
-Nic.- wtuliłam się w niego i westchnęłam. Otulił mnie swoimi męskimi ramionami, a ja utonęłam. Odcięłam się zupełnie od otaczającego nas świata. Jest grudzień. Jutro wigilia, jak i wesele naszych przyjaciół. Niezwykle piękny dobór dnia, miejsca i osób, aby powstało niezapomniane wydarzenie. W najśmielszych snach nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Ja, Klaudia, która do niedawna była szarą myszką, uczęszczającą do szkoły w Katowicach, mam już dziecko, wspaniałego chłopaka, a moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż.... Dream's come true...
______________________________
I proszę! Oto kolejny rozdział! Mam nadzieję, że podoba Wam się, choć tak bardzo przyspieszam akcję. Chcąc pisać bloga dalej, muszę troszeczkę podkręcić tępo, ponieważ to, co działoby się teraz w życiu bohaterów, byłoby zwykłą melancholią. A właśnie tego chcę uniknąć. Mam nadzieje, że jednak podoba Wam się i skomentujecie rozdział! Czekam. Do następnej notki! :*

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 52. Christian Grey?

*Czytaj przy TYM*
-Ratujemy je, ona tego i tak nie przeżyje.- słyszałam słabo, a obraz sam się rozlewał. Obok siedział zatroskany James, trzymając mnie za rękę i płacząc w nią prosił mnie, abym walczyła i się nie poddawała. "Przecież się nigdzie nie wybieram."-pomyślałam, posyłając mu słaby uśmiech.
-Wszystko będzie dobrze.- wyszeptałam.- Jeszcze trochę.- dodałam i zacisnęłam zęby z bólu. Przy pomocy lekarzy dziecko było już na zewnątrz.Słysząc jego płacz, westchnęłam.
-Wykrwawia się.- krzyknął doktor i momentalnie oddał dziecko pielęgniarce, która nie dała mi dziecka przy porodzie, tylko odeszła z nim jak najdalej ode mnie.
-Dajcie mi moje dziecko...- szeptałam, a po policzku spływały słone krople wody. Maslow momentalnie je otarł.
-Zobaczysz je.- zapewniał.-Będziemy świetną rodziną, bez problemów, bez chorób, bez zamieszek, będziemy pić kakao razem z naszym synem. Ty i ja, razem się zestarzejemy, razem umrzemy i razem nas pochowają. Ale w tej chwili musisz być przede wszystkim ze mną. Nie zasypiaj.- pod koniec wypowiedzi zachłysnął się powietrzem, a po jego różowo-czerwonej twarzy popłynęły kolejne łzy. -Walcz, błagam..- ścisnął mocno moją rękę, a  chwile potem była ciemność.
Ten sam denerwujący sen prześladuje mnie od 3 miesięcy. Znam go już na pamięć. Wiąże się to pewnie ze stresem przed pierwszym  porodem. Jest czerwiec, zaraz zaczynają się wakacje, jest coraz cieplej, a za 5 dni mam termin porodu.
-Stresujesz się?- spytał James, podchodząc do mnie i oplatając długie ręce wokół talii.Westchnęłam, a wiatr rozwiał moje włosy.  Zaczesałam kosmyki za ucho i przygryzłam dolną wargę.
-Boję się, każda kobieta inaczej przechodzi poród. Ja mogę zaliczać się do tych, co będą przez 24 godziny się męczyć,a  urodzą w 5 minut, albo tą, co męczy się 5 minut a rodzi 24 godziny...
-Co prawda, to prawda.Wiedz, że będę przy tobie cały czas. Nie zostawię cię na pastwę losu lekarzom. Nie ufam im.-zaśmiał się i ucałował mnie w czubek głowy. -Kocham cię.- szepnął do ucha,a na mojej twarzy zaczął malować się delikatny uśmiech. Westchnęłam i przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Pochwyciłam dłonie i mocno przytuliłam do swojej piersi. Ta chwila mogłaby trwać wieczność. Staliśmy na balkonie, dużym balkonie, z którego widać było prawie całe miasto. Mogłam spostrzec napis 'HOLLYWOOD', słynną aleję gwiazd, plażę, pobliskie molo, pełno ludzi i budynków. Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie otulając swoimi promieniami nasze twarze. Westchnęłam i puszczając dłonie Jamesa ruszyłam do środka. Jutro już wyczekują mnie w szpitalu, dlatego postanowiłam się spakować. Zaczerpnęłam mocniej powietrza. Stres opanowuje stopniowo całe moje ciało. Mój żołądek płata mi nie proszone figle. Wzdycham siadając na krańcu łóżka. Spoglądam na torbę i uśmiecham się lekko. 'Juz niebawem zostaniesz matką!' mówi moja podświadomość, a ja zdając sobie z tego sprawę rozklejam się. Po policzkach spływają łzy, jedna za drugą. Ocieram je szybko opuszkami palców, a chwilę potem ląduję w ramionach Maslow'a, który mnie pociesza, bynajmniej próbuje.
-Ja nie chcę być matką. Jestem za młoda. Chciałam iść na studia, chciałam skończyć je, chciałam być sławną dziennikarką, która zwiedza świat, poznaje nowe osobistości, która dowodzi prawdy i tylko prawdy. Chciałam tego, bardzo. Chciałam spełnić marzenia. Nie chciałam dzieci, nie w tym wieku. Nie jestem na to gotowa. Mam jeszcze 17 lat. 18-stka stuknie dopiero w listopadzie, a jest czerwiec. Mam dopiero siedemnaście lat...
-Ej, kochanie. Spełnisz, wszystkie! Wszystkie twoje marzenia da się spełnić. Musimy tylko wplątać w to jeszcze nasze dziecko, nie odpuścimy tego. Nie możesz się teraz poddać i to zostawić.
-Nie zostawię, nie umiem, próbuję zresztą ze wszystkich sił się trzymać tego. Ale nie potrafię. Nie będę umiała trzymać dziecka w moich ramionach. Przecież to takie maluteńkie dziecko...- a mnie roznosi kolejna fala łez. Trzęsę się, próbuję uspokoić, umiarkować swój niespokojny oddech. I gdy prawie się opanowałam, po raz kolejny przechodzę przez ten sam proces. I tak płaczę przez dobrą godzinę, a James nic nie mówi, tylko przytula mnie mocniej do siebie, podając od czasu do czasu nowe chusteczki.
-Proszę cię, bo spuchniesz. Nie płacz. Damy radę!- mówi i całuje mnie w czubek głowy. Ocieram rękawami swetra łzy i wstaję z łóżka. Nabieram głęboko powietrza i wydycham je przez nos. Liczę do dziesięciu 'tak jest, uspokój się' mówię do siebie i gdy już całkowicie ogarnia mnie błogostan.
-Uf, na prawdę mnie wystraszyłaś.- mówi wydychając równie głośno powietrze. Wywracam oczami i kontynuuję pakowanie. Idę wziąć prysznic i kładę ręce na brzuch. Głaszczę je, próbując wychwycić jakikolwiek ruch. Wzdycham, nic nie wyczuwając i kontynuuję kąpiel. Wychodzę spod prysznica, wycieram się i wkładam jedwabną piżamę. Kładę się do łóżka z mokrymi włosami i nie jedząc już nic, zasypiam...
                         Biegnę pełna życia, ciągle przed siebie. Uśmiecham się i napotykam seksownego, wysokiego mężczyznę, w grafitowym garniturze, krawatem na szyi i teczką w ręku. Uśmiecha się do mnie lubieżnie i przepuszcza, abym mogła biec dalej. Nie zwracam uwagi na nic. Po prostu biegnę, jak nowo narodzony człowiek. Bez żadnego chłopaka, bez ciężaru noszenia dziecka na plecach. Biegnę przed siebie. Wyobrażam sobie, że napotykam jakiegoś niesamowitego mężczyznę i on zaczepia mnie, próbując zaprosić na drinka do pobliskiego baru. Z uśmiechem się zgadzam i ochoczo idę. Gdy jestem tak pochłonięta myślami, nie zdaję sobie sprawy, ale wpadam na kolejnego człowieka. Kolejny biznesmen z czarującym uśmiechem. Posyłamy sobie niezdarne spojrzenia, po czym mierzy mnie wzrokiem.
-Dasz zaprosić się na drinka?-oh, czego mogłam się spodziewać, to sen. 
-Z miłą chęcią.- mówię zalotnie, kierując się za jego ręką. Idziemy, ciągle rozmawiając. Czułam, jakbym znała go przez wieki. Inteligentny nieznajomy opowiada mi o swojej pracy, o rozrywce, jaką lubi. 
-Zapomniałem się przedstawić, Christian Grey.- i nawet tutaj ten seksowny mężczyzna mnie prześladuje. Zdając sobie sprawę z ogromu niemożliwości mojego snu, potrząsam głową i otwieram szerzej oczy. 
-Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni.- parskam cicho.
-Widzisz to, co chciałabyś widzieć. Robię to, na co masz ochotę.- wzrusza ramionami, a ja wzdycham i nie komentuję.
                            Budzę się, cała spocona. Oddech mam przyśpieszony, a mój wzrok błądzi po pomieszczeniu. Jest ciemno, na zegarku wybiła 4 nad ranem. Spoglądam na Maslowa, który smacznie śpi wtulony w poduszkę. Znów opadam zmęczona na poduszkę i przekręcam się w jego stronę. Ocieram o jego policzki palce i uśmiecham się, gdy zaczyna się lekko uśmiechać. Nadal śni. Nie chcąc go budzić wstaję i kieruję się do kuchni. Zjadam jakiś owoc, włączam tv w salonie i siadam wygodnie na kanapie. Włączyłam kanał przeznaczony dla matek. Akurat leciał program z porodem i tym, jak niektóre z kobiet mają depresję poporodową. Rzucają całą rodzinę i uciekają w świat. Są też takie przypadki, że popełniają samobójstwa, nie mogąc sobie dać rady z ogromem tego wszystkiego.
-Czemu nie śpisz?- słyszę niski, seksowny ton głosu zaraz za sobą. Odwracam się i widzę Jamesa w samych bokserkach. Oblizuję usta i automatycznie się uśmiecham.
-Hm.. Calvin Klein, dlaczego teraz?- ten tylko trzęsie głową i nie komentując mojej wypowiedzi, siada obok i ogląda razem ze mną.
- Będę przy tobie. Nie zostawię cię, nigdy.- złapał moją dłoń i ucałował każdą kostkę osobno, a następnie przytulił się do niej. Wzdycham i kontynuuję oglądanie.

-PRZYJ!- krzyczy James i trzyma mnie podekscytowany za rękę. Krzyczę głośno, próbując z całych sił 'wypchnąć' tego małego zgredka na świat. Po policzkach spływają łzy.
-Jeszcze trochę!- woła lekarz, który siedzi przed moim kroczem. Zaczerpuję mocniej powietrza i kontynuuję ten męczący proces.
-JEST! To chłopczyk!- spoglądam na Jamesa, on na mnie, a następnie oboje na zakrwawione dziecko. Chwilę później słyszymy płacz malucha. Oddycham z ulgą zdając sobie sprawę z tego, że jest zdrowe.
-Dzień dobry mamusiu.-  mówi spokojnie pielęgniarka kładąc dziecko w moich ramionach, które chwile wcześniej umyła i okryła ręcznikiem. Po policzkach spływają łzy, a na twarzy gości wielki, promienny uśmiech.
-Udało się.- szeptam. -Udało się.- a krople łez lecą jak ze strumienia.
-Kocham cię.- James całuje mnie w głowę, a chwilę potem oddaję pielęgniarce malucha i w mgnieniu oka zasypiam.
______________________
No i oto rozdział.
Z przykrością informuję, że blog zmierza do końca. Historia powoli zaczyna się kończyć, chodź mam pewne plany jeszcze. Zobaczymy.
Tak, wprowadziłam tutaj troszeczkę Greya, ponieważ czytam od kilku dni i wprost z ręką na sercu stwierdzam, że kocham tą lekturę. Odrywa mnie przede wszystkim od codzienności.
No, ale nie mówmy tu o mnie. Jak wam podoba się rozdział?
Mam nadzieję, że do złych nie należy.
Czekam na komentarze. ♥
Do napisania, Claudia.