niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 53. Anita i Logan.

Siedzimy na tarasie i zajadamy śniadanie z naszym małym bobaskiem.
-No i jak go nazwiemy?- pytam z uśmiechem na twarzy. Maslow przeżuwa kęs bułki, popija herbatą i spogląda na mnie.
-Jacob. Co ty na to?.
-Po polsku to Kuba, tak samo, jak James. Podoba mi się.- rzucam i spoglądam na ślicznego malucha o wielkich, brązowych oczach, króciutkich, ciemnych włosach i cudnym, radosnym uśmieszku. Nasze wspaniałe dziecko...
Po obiedzie przyszli do nas nasi przyjaciele. Logan z Anitą, Carlos ze swoją narzeczoną- Niną, Kendall z Natalią i nasi rodzice - moi i Jamesa. Wielki, rodzinny grill. Wieczór zapowiadał się niesamowicie, tym bardziej, że pogoda dopisywała i na niebie wznosiło się słońce. Lekki podmuch wiatru delikatnie otulał nasze skóry. Westchnęłam i mocno przytuliłam Jamesa. Ten dom... Postawił go dla nas, dla mnie, dla niego, dla naszego maluszka. To może być sugestia, co do dalszego życia... RAZEM.
-I co, jak postanowiliście mu dać na imię?- spoglądam na mamę z wielkim uśmiechem.
-Jacob, w Polsce będziecie mówić do niego Kuba.- posyłam jej radosny spojrzenie, a na jej twarzy maluje się duma i miłość. Tak bardzo kocham tą kobietę. Za wszystko, co dla mnie zrobiła. Że mi zaufała i pozwoliła tutaj przyjechać, że sama po jakimś czasie się tutaj przeprowadziła... Jestem istną szczęściarą, mając taką mamę.
-Wybaczcie, muszę nakarmić malucha.- wstaję od stołu i unoszę z wózka Jacoba. Idę z nim do salonu i zaczynam karmić. Nagle zjawia się Anita z Loganem. Siadają na przeciwko mnie i spoglądają na siebie, a następnie na mnie.
-Z racji tego, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, chcę, abyś coś wiedziała.- mówi wolno blondynka, a ja patrzę uważnie na nią. -Zaręczyliśmy się.- ukazuje prawą dłoń, na której świeci się niewielki brylant. Otwieram szeroko oczy i z niedowierzaniem patrzę w ich kierunku.
-Boże, jestem taka szczęśliwa. Gratulację!- wołam i ocieram łzy szczęścia, które spływają po policzkach.
-Z racji tego, że jesteś jeszcze panną, nie wyszłaś za mąż, mamy zaszczyt cię o coś poprosić.- dołącza Logan, gdy nagle wchodzi James. Siada obok, całuje mnie w policzek i patrzy na nich.
-Co jest?- pyta, widząc moje zaróżowione policzki.
-Pobierają się.- piszczę, a on otwiera szeroko oczy.
-No nie, Henderson. Tego się nie spodziewałem!- wstaje i podchodzi do niego. Zaczynają się klepać po plecach, a następnie oboje zajmują swoje miejsca.
-Skoro jesteście tutaj teraz razem, mamy zaszczyt prosić was, abyście zostali naszymi starszymi.- kontynuuje Logan, a ja dumnie patrzę na parę zakochanych. Z wielką chęcią się zgadzam i dając Jamesowi dziecko, podchodzę do Anity i mocno ja przytulam. Potem to samo robię z Loganem i z ogromnym uśmiechem na twarzy wychodzę do rodziny. Siadamy przy stole, a Kendall, który zajmował się gillem, kładzie na stole ogromny talerz pełen steków, karkówki i innych rodzai mięsa. obok leżą już kiełbaski, a chleb, który przyniosła mama, został obsmażony z masłem czosnkowym. Dobry, polski grill.

Kładę się do łóżka i patrzę na Jamesa. Przytulam się do jego nagiego torsu i głaszczę opuszkami palców jego klatkę. Zaczerpnęłam głębiej powietrza i uśmiecham się. Wiem, że jestem cała jego, już do końca życia.
-Kochanie..- zaczął niepewnie. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.- Wiesz, my też niebawem moglibyśmy wziąć ślub.- mówi i całuje mnie w czoło.
-Chwila, czy ty sugerujesz mi, że w niedalekiej przyszłości chcesz mi się oświadczyć?- wołam podekscytowana. Kiwa niepewnie głową, a ja podnoszę się wyżej i mocno go ujmuję swoimi ramionami. Wpijam się w jego usta, a po policzkach spływają łzy szczęścia. -Już się zgadzam. Zgodziłam się, gdy urodziłam nasze dziecko. Kocham cię.- wołam radośnie i całuję go po każdym wypowiedzianym wyrazie. Czuję, że kąciki jego ust unoszą się do góry, a on pogłębia pocałunek. Odrywa się nagle, aby spojrzeć mi w oczy.
-Ja ciebie też kocham.- szepta i przytula się do mnie. Wzdycham i chcąc opanować swoje nerwy, wyobrażam sobie nas... Szczęśliwą rodzinę, mieszkającą w Los Angeles. Ciekawe, jak zareagują na to Rushers. Jedna z ich fanek urodziła mu dziecko, a następnie wychodzi za niego za mąż. Cudna historia, warta zapamiętania.

Mijają miesiące, a Anita wraz z Loganem przygotowują się do ogromnie ważnego wydarzenia w ich życiu. Cieszę się, że przyjaciółka znalazła partnera na całe życie, który kocha ją za to, jaka jest. Będzie trwał przy niej w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe. Co by się nie działo, będzie miała go zawsze przy sobie. Służącego pomocą mężczyznę, który widać na pierwszy rzut oka, że nie wyobraża sobie życia bez tej kobiety.
-I jak?- pyta blondynka, przeglądając się w ogromnym lustrze w salonie sukni ślubnych.
-Nie lepiej iść ci za radą Logana, abyś sobie uszyła suknię na zamówienie? Twoja mama mówiła, że nie ma problemu, pokryje koszt uszycia jej, więc nie będziesz naciągać Logana.- pytam, widząc ją w długiej sukni, idealnie dopasowanej do jej ciała w biodrach, a potem wolno spadającej do podłogi.
-Nie mam pomysłu na takie kreacje, a wolę kupić prostą, zwykłą suknię, aby wyglądać normalnie, nie jak jakaś diva, która musi mieć szytą na miarę, jedyną w swoim rodzaju sukienkę.- wydyma usta z zażenowania, a ja zdycham i każę jej się odwrócić.
-Wyglądasz pięknie.- mówię z dumą w głosie, a ona rumieni się.
-Na prawdę?- pyta, a ja przytakuję. -To brać?- a ja znów ruszam głową. Idzie do przebieralni, zdejmuje ją i wiesza na wieszaku. Kieruje się do kasy, kobieta elegancko pakuje ją w wielką folię, aby się nie pobrudziła, zakurzyła, ani zmokła do czasu wesela. Płaci i wychodzimy.
-To już dwa dni!- wołam, a ona potakuje nerwowo głową.
-Stresuję się.- wzdycham i targa za końce włosów.
-Czym? Stajesz się Anitą Henderson! Polską małżonką Logana Hendersona, tego samego Hendersona z Big Time Rush. Żyć nie umierać! Nie przejmuj się niczym, to będzie najpiękniejszy dzień twojego życia.- mówię i mocno ją przytulam. Ona odwzajemnia gest i potrząsa głową. Wesele jest w Zakopanym, w Polsce. Logan zgodził się, aby ono odbyło się właśnie w tym kraju, a Anita ze względu na swoje wspomnienia ze skokami narciarskimi, chciała, aby to było w Zakopanym. Wracamy do kraju, a polskie fanki BTR na pewno przejdą zawał, gdy dowiedzą się, że to właśnie tam zawita cały zespół.

Przygotowania idą pełną parą. Zatrzymaliśmy się u mojej cioci w agroturystyce, nie chcąc się panoszyć po hotelach. Wynajęliśmy 4 domki i mieliśmy z nich widok na Krupówki oraz inne atrakcje tego pięknego miasta.
-Czemu my tu nie przyjechaliśmy wcześniej?- pyta z oburzeniem Carlos, spoglądając przez okno. Dziewczyny cicho się śmieją, a on drapie się nerwowo po karku.
- Woleliście się wozić po Kanadzie, USA, albo po naszych sąsiadach. Ile czasu czekaliśmy, aż wreszcie zawitacie do Polski... Ale proszę, zawitaliście i stały się tak niezwykłe rzeczy, że zapewne niejedna osoba jest w szoku.- chichoczę i spoglądam na Jamesa. Jacob został z moją mamą w USA, ponieważ nie może latać w tym wieku samolotami.
-No co?- pyta wreszcie z rozbawieniem. Wzruszam ramionami i podchodzę do niego.
-Nic.- wtuliłam się w niego i westchnęłam. Otulił mnie swoimi męskimi ramionami, a ja utonęłam. Odcięłam się zupełnie od otaczającego nas świata. Jest grudzień. Jutro wigilia, jak i wesele naszych przyjaciół. Niezwykle piękny dobór dnia, miejsca i osób, aby powstało niezapomniane wydarzenie. W najśmielszych snach nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Ja, Klaudia, która do niedawna była szarą myszką, uczęszczającą do szkoły w Katowicach, mam już dziecko, wspaniałego chłopaka, a moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mąż.... Dream's come true...
______________________________
I proszę! Oto kolejny rozdział! Mam nadzieję, że podoba Wam się, choć tak bardzo przyspieszam akcję. Chcąc pisać bloga dalej, muszę troszeczkę podkręcić tępo, ponieważ to, co działoby się teraz w życiu bohaterów, byłoby zwykłą melancholią. A właśnie tego chcę uniknąć. Mam nadzieje, że jednak podoba Wam się i skomentujecie rozdział! Czekam. Do następnej notki! :*

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 52. Christian Grey?

*Czytaj przy TYM*
-Ratujemy je, ona tego i tak nie przeżyje.- słyszałam słabo, a obraz sam się rozlewał. Obok siedział zatroskany James, trzymając mnie za rękę i płacząc w nią prosił mnie, abym walczyła i się nie poddawała. "Przecież się nigdzie nie wybieram."-pomyślałam, posyłając mu słaby uśmiech.
-Wszystko będzie dobrze.- wyszeptałam.- Jeszcze trochę.- dodałam i zacisnęłam zęby z bólu. Przy pomocy lekarzy dziecko było już na zewnątrz.Słysząc jego płacz, westchnęłam.
-Wykrwawia się.- krzyknął doktor i momentalnie oddał dziecko pielęgniarce, która nie dała mi dziecka przy porodzie, tylko odeszła z nim jak najdalej ode mnie.
-Dajcie mi moje dziecko...- szeptałam, a po policzku spływały słone krople wody. Maslow momentalnie je otarł.
-Zobaczysz je.- zapewniał.-Będziemy świetną rodziną, bez problemów, bez chorób, bez zamieszek, będziemy pić kakao razem z naszym synem. Ty i ja, razem się zestarzejemy, razem umrzemy i razem nas pochowają. Ale w tej chwili musisz być przede wszystkim ze mną. Nie zasypiaj.- pod koniec wypowiedzi zachłysnął się powietrzem, a po jego różowo-czerwonej twarzy popłynęły kolejne łzy. -Walcz, błagam..- ścisnął mocno moją rękę, a  chwile potem była ciemność.
Ten sam denerwujący sen prześladuje mnie od 3 miesięcy. Znam go już na pamięć. Wiąże się to pewnie ze stresem przed pierwszym  porodem. Jest czerwiec, zaraz zaczynają się wakacje, jest coraz cieplej, a za 5 dni mam termin porodu.
-Stresujesz się?- spytał James, podchodząc do mnie i oplatając długie ręce wokół talii.Westchnęłam, a wiatr rozwiał moje włosy.  Zaczesałam kosmyki za ucho i przygryzłam dolną wargę.
-Boję się, każda kobieta inaczej przechodzi poród. Ja mogę zaliczać się do tych, co będą przez 24 godziny się męczyć,a  urodzą w 5 minut, albo tą, co męczy się 5 minut a rodzi 24 godziny...
-Co prawda, to prawda.Wiedz, że będę przy tobie cały czas. Nie zostawię cię na pastwę losu lekarzom. Nie ufam im.-zaśmiał się i ucałował mnie w czubek głowy. -Kocham cię.- szepnął do ucha,a na mojej twarzy zaczął malować się delikatny uśmiech. Westchnęłam i przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Pochwyciłam dłonie i mocno przytuliłam do swojej piersi. Ta chwila mogłaby trwać wieczność. Staliśmy na balkonie, dużym balkonie, z którego widać było prawie całe miasto. Mogłam spostrzec napis 'HOLLYWOOD', słynną aleję gwiazd, plażę, pobliskie molo, pełno ludzi i budynków. Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie otulając swoimi promieniami nasze twarze. Westchnęłam i puszczając dłonie Jamesa ruszyłam do środka. Jutro już wyczekują mnie w szpitalu, dlatego postanowiłam się spakować. Zaczerpnęłam mocniej powietrza. Stres opanowuje stopniowo całe moje ciało. Mój żołądek płata mi nie proszone figle. Wzdycham siadając na krańcu łóżka. Spoglądam na torbę i uśmiecham się lekko. 'Juz niebawem zostaniesz matką!' mówi moja podświadomość, a ja zdając sobie z tego sprawę rozklejam się. Po policzkach spływają łzy, jedna za drugą. Ocieram je szybko opuszkami palców, a chwilę potem ląduję w ramionach Maslow'a, który mnie pociesza, bynajmniej próbuje.
-Ja nie chcę być matką. Jestem za młoda. Chciałam iść na studia, chciałam skończyć je, chciałam być sławną dziennikarką, która zwiedza świat, poznaje nowe osobistości, która dowodzi prawdy i tylko prawdy. Chciałam tego, bardzo. Chciałam spełnić marzenia. Nie chciałam dzieci, nie w tym wieku. Nie jestem na to gotowa. Mam jeszcze 17 lat. 18-stka stuknie dopiero w listopadzie, a jest czerwiec. Mam dopiero siedemnaście lat...
-Ej, kochanie. Spełnisz, wszystkie! Wszystkie twoje marzenia da się spełnić. Musimy tylko wplątać w to jeszcze nasze dziecko, nie odpuścimy tego. Nie możesz się teraz poddać i to zostawić.
-Nie zostawię, nie umiem, próbuję zresztą ze wszystkich sił się trzymać tego. Ale nie potrafię. Nie będę umiała trzymać dziecka w moich ramionach. Przecież to takie maluteńkie dziecko...- a mnie roznosi kolejna fala łez. Trzęsę się, próbuję uspokoić, umiarkować swój niespokojny oddech. I gdy prawie się opanowałam, po raz kolejny przechodzę przez ten sam proces. I tak płaczę przez dobrą godzinę, a James nic nie mówi, tylko przytula mnie mocniej do siebie, podając od czasu do czasu nowe chusteczki.
-Proszę cię, bo spuchniesz. Nie płacz. Damy radę!- mówi i całuje mnie w czubek głowy. Ocieram rękawami swetra łzy i wstaję z łóżka. Nabieram głęboko powietrza i wydycham je przez nos. Liczę do dziesięciu 'tak jest, uspokój się' mówię do siebie i gdy już całkowicie ogarnia mnie błogostan.
-Uf, na prawdę mnie wystraszyłaś.- mówi wydychając równie głośno powietrze. Wywracam oczami i kontynuuję pakowanie. Idę wziąć prysznic i kładę ręce na brzuch. Głaszczę je, próbując wychwycić jakikolwiek ruch. Wzdycham, nic nie wyczuwając i kontynuuję kąpiel. Wychodzę spod prysznica, wycieram się i wkładam jedwabną piżamę. Kładę się do łóżka z mokrymi włosami i nie jedząc już nic, zasypiam...
                         Biegnę pełna życia, ciągle przed siebie. Uśmiecham się i napotykam seksownego, wysokiego mężczyznę, w grafitowym garniturze, krawatem na szyi i teczką w ręku. Uśmiecha się do mnie lubieżnie i przepuszcza, abym mogła biec dalej. Nie zwracam uwagi na nic. Po prostu biegnę, jak nowo narodzony człowiek. Bez żadnego chłopaka, bez ciężaru noszenia dziecka na plecach. Biegnę przed siebie. Wyobrażam sobie, że napotykam jakiegoś niesamowitego mężczyznę i on zaczepia mnie, próbując zaprosić na drinka do pobliskiego baru. Z uśmiechem się zgadzam i ochoczo idę. Gdy jestem tak pochłonięta myślami, nie zdaję sobie sprawy, ale wpadam na kolejnego człowieka. Kolejny biznesmen z czarującym uśmiechem. Posyłamy sobie niezdarne spojrzenia, po czym mierzy mnie wzrokiem.
-Dasz zaprosić się na drinka?-oh, czego mogłam się spodziewać, to sen. 
-Z miłą chęcią.- mówię zalotnie, kierując się za jego ręką. Idziemy, ciągle rozmawiając. Czułam, jakbym znała go przez wieki. Inteligentny nieznajomy opowiada mi o swojej pracy, o rozrywce, jaką lubi. 
-Zapomniałem się przedstawić, Christian Grey.- i nawet tutaj ten seksowny mężczyzna mnie prześladuje. Zdając sobie sprawę z ogromu niemożliwości mojego snu, potrząsam głową i otwieram szerzej oczy. 
-Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni.- parskam cicho.
-Widzisz to, co chciałabyś widzieć. Robię to, na co masz ochotę.- wzrusza ramionami, a ja wzdycham i nie komentuję.
                            Budzę się, cała spocona. Oddech mam przyśpieszony, a mój wzrok błądzi po pomieszczeniu. Jest ciemno, na zegarku wybiła 4 nad ranem. Spoglądam na Maslowa, który smacznie śpi wtulony w poduszkę. Znów opadam zmęczona na poduszkę i przekręcam się w jego stronę. Ocieram o jego policzki palce i uśmiecham się, gdy zaczyna się lekko uśmiechać. Nadal śni. Nie chcąc go budzić wstaję i kieruję się do kuchni. Zjadam jakiś owoc, włączam tv w salonie i siadam wygodnie na kanapie. Włączyłam kanał przeznaczony dla matek. Akurat leciał program z porodem i tym, jak niektóre z kobiet mają depresję poporodową. Rzucają całą rodzinę i uciekają w świat. Są też takie przypadki, że popełniają samobójstwa, nie mogąc sobie dać rady z ogromem tego wszystkiego.
-Czemu nie śpisz?- słyszę niski, seksowny ton głosu zaraz za sobą. Odwracam się i widzę Jamesa w samych bokserkach. Oblizuję usta i automatycznie się uśmiecham.
-Hm.. Calvin Klein, dlaczego teraz?- ten tylko trzęsie głową i nie komentując mojej wypowiedzi, siada obok i ogląda razem ze mną.
- Będę przy tobie. Nie zostawię cię, nigdy.- złapał moją dłoń i ucałował każdą kostkę osobno, a następnie przytulił się do niej. Wzdycham i kontynuuję oglądanie.

-PRZYJ!- krzyczy James i trzyma mnie podekscytowany za rękę. Krzyczę głośno, próbując z całych sił 'wypchnąć' tego małego zgredka na świat. Po policzkach spływają łzy.
-Jeszcze trochę!- woła lekarz, który siedzi przed moim kroczem. Zaczerpuję mocniej powietrza i kontynuuję ten męczący proces.
-JEST! To chłopczyk!- spoglądam na Jamesa, on na mnie, a następnie oboje na zakrwawione dziecko. Chwilę później słyszymy płacz malucha. Oddycham z ulgą zdając sobie sprawę z tego, że jest zdrowe.
-Dzień dobry mamusiu.-  mówi spokojnie pielęgniarka kładąc dziecko w moich ramionach, które chwile wcześniej umyła i okryła ręcznikiem. Po policzkach spływają łzy, a na twarzy gości wielki, promienny uśmiech.
-Udało się.- szeptam. -Udało się.- a krople łez lecą jak ze strumienia.
-Kocham cię.- James całuje mnie w głowę, a chwilę potem oddaję pielęgniarce malucha i w mgnieniu oka zasypiam.
______________________
No i oto rozdział.
Z przykrością informuję, że blog zmierza do końca. Historia powoli zaczyna się kończyć, chodź mam pewne plany jeszcze. Zobaczymy.
Tak, wprowadziłam tutaj troszeczkę Greya, ponieważ czytam od kilku dni i wprost z ręką na sercu stwierdzam, że kocham tą lekturę. Odrywa mnie przede wszystkim od codzienności.
No, ale nie mówmy tu o mnie. Jak wam podoba się rozdział?
Mam nadzieję, że do złych nie należy.
Czekam na komentarze. ♥
Do napisania, Claudia.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 51. Najwspanialsza rodzina na świecie.

Znajdowałam się w wysokim, białym przedsionku. Po obu stronach były wielkie, drewniane schody, które prowadziły na górę, po środku zaś znajdował się mały stoliczek z tego samego drewna, co stopnie. Na nim zaś stał przeźroczysty wazon ze świeżymi różami. Ponadto nade mną wisiał ogromny, kryształowy żyrandol. Poczułam się, jakbym była młodą dziewczyną, która ma niezwykle bogatych rodziców i mieszka w wielkiej, luksusowej willi pilnowanej przez kilkudziesięciu ochroniarzy.
-Jak ci się podoba pierwsze pomieszczenie w domu?- spytał Maslow, obejmując mnie od tyłu. Byłam tak pełna podziwu, że nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Zamiast tego ruszyłam dalej, chwytając chłopaka za rękę. Kroczyliśmy przez wielki łuk do następnego pokoju. Moim oczom ukazał się przytulny salon. Po prawej stronie znajdował się kominek i dwa krzesła bujane, za nimi, na ścianie była wielka szafa, na której mieściło się pełno książek. Westchnęłam i przesunęłam wzrok w lewą stronę, gdzie były trzy, ogromne, wysokie okna, z których wpadały przyjemne promienie słońca, rozświetlając kawowe pomieszczenie. Przed nimi stał stolik, krzesełka, a na wprost wejścia ogromny telewizor i skórzana kanapa. Pełno obrazów i pojedyncze lampki naścienne pobudzały nasze szare komórki.
-Piękny.- rzekłam, spoglądając na obraz kobiety na bujanym krześle z dzieckiem na rękach.
-Poprosiłem ulicznego malarza, aby namalował ciebie z dzieckiem. Opisałem, pokazałem twoje zdjęcia, a on to zrobił. Zapłaciłem mu około 10 tysięcy dolarów, a on za to zaczął żyć jak człowiek. My zaś mamy przepiękny obraz.- zaśmiał się James i pocałował mnie czule w czubek głowy. Westchnęłam i zaczęłam iść dalej.
-Tutaj powinno ci się spodobać.- poinformował szatyn wprowadzając mnie do kuchni. Drewniane meble, jak w filmach amerykańskich, okna, z których miałam widok na ogród, duża lodówka, zmywarka i wiele innych bajerów, których w życiu bym nie kupiła, żyjąc tak jak kiedyś... Im głębiej zanurzałam się w tym budynku, tym bardziej byłam pełna podziwu. Nie miałam pojęcia, że Maslow może mieć tak ogromne poczucie stylu. Westchnęłam idąc dalej.
-Zmęczyłam się.- zaśmiałam się, otwierając kolejne drzwi.
-A to dopiero początek.- weszliśmy do małej łazienki. Jasna, mała, romantycznie oświetlona, cóż mogę dodać więcej? Była piękna.
Kolejne pomieszczenia znajdowały się po drugiej stronie domu. Tam był kryty basen, prywatne kino, sala nagrań i siłownia, czyli wszystko, co mogłabym spotkać na mieście. Na pierwszym piętrze była nasza sypialnia, którą chciałam zobaczyć jak najszybciej. Szliśmy schodami, trzymając się za rękę, aż znaleźliśmy się na górnym holu, z którego widać było cały ogród za domem.
-Ja nie wiem, kto te wszystkie okna będzie myć. Wygląda bajecznie, ale nie oszukujmy się, ze mnie sprzątaczka, jak z koziej dupy trąba!- zażartowałam, a on objął mnie w talii i pocałował we włosy.
-Ty skupisz się kochanie na wychowaniu naszego dziecka, gosposia będzie sprzątać.- zaśmiał się i otworzył przede mną drzwi. Zasłonił mi oczy ręką, a ja domyśliłam się, że wchodzimy do sypialni. Nie myliłam się. Gdy tylko zdjął mi rękę z twarzy, zobaczyłam ogromne, drewniane, z białą pościelą łoże małżeńskie, pełno poduszek, a obok niego stały szafki nocne z małymi lampionami. Na ścianach była gładka, ciemnego koloru boazeria, przypominająca panele podłogowe. Ich ciemny kolor budził ciepły, a zarazem romantyczny klimat. Przed łóżkiem leżał duży, włochaty dywan, który był niewiele jaśniejszy od reszty mebli w pomieszczeniu. Wszystko wprost trafiało do moich wyśnionych planów o domu z marzeń. Z sypialni, prócz głównych drzwi, prowadziły jeszcze dwa inne- jedne do prywatnej łazienki z ogromną wanną, a drugie do równie dużej garderoby.
-Teraz chciałabym zobaczyć pokój dziecka i na dziś dosyć oglądania, bo po prostu padam na twarz.- westchnęłam i przytulając się do ręki mężczyzny, kierowałam się tam, gdzie mnie prowadził.
-To tutaj.- oznajmił, zatrzymując się przed białymi, lekko wyrzeźbionymi drzwiami. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam cudny, niebiesko-biały pokoik, jak James opowiadał. Między dwoma dużymi oknami mieściła się kołyska wprost przygotowana na przyjście dziecka na świat.Po boku znajdowała się szafa, a po drugiej stronie miejsce, gdzie mogłam przebrać dziecko i nabalsamować. Nawet ono miało własną łazienkę!!!
Po wyczerpującym zwiedzaniu domu, pognałam do naszej sypialni i rzuciłam się na mięciutkie łóżko. Westchnęłam i przetarłam zmęczoną twarz. Obok mnie ułożył się James i pocałował mnie czuje w usta. Odwzajemniłam jego ruch i zarzuciłam ręce na jego szyję, przyciągając go jeszcze bliżej.
-Oj, gdybyś teraz nie była w ciąży, to na pewno nie byłoby tu tak grzecznie.- zaśmiał się i przygryzł mi dolną wargę.
-Panie Maslow! Niech się pan uspokoi!- zawołałam, robiąc teatralnie duże oczy. Zachichotaliśmy i podnieśliśmy się tak, aby przytulić się do siebie i w razie czego zasnąć w wygodnej pozycji.

Była noc, pierwsza noc w tym domu. Pierwsza, normalna noc po wyjściu ze szpitala. Pierwsza, po wyjściu z więzienia. Mogłam odetchnąć z ulgą, że to, co najgorsze minęło, a teraz mogę na sto procent skupić się na dobru dziecka i na przyszłości, jaka mnie teraz czeka. Nie widziałam się z mamą, nie wiem, czy widziała ten dom, ale ciekawa jestem, jak zareaguje widząc mnie tak szczęśliwą i wiedząc, że spełniłam wszystkie swoje najgłupsze marzenia, jakie miałam będąc młodą dziewczynką! Marzyłam o tym, że będę mieszkać w wielkim, bajecznym domu, z seksownym mężem, będę mieć syna, będę zdrowa i przede wszystkim dumna z tego, że zaszłam tak daleko. I teraz, gdy już wszystko jest tak, jak trzeba, mogę odetchnąć i powiedzieć dumnie "Klaudia, odwaliłaś kawał dobrej roboty! Teraz przebrnij przez poród i już nie ma rzeczy niemożliwych!". Cóż, obawiałam się tego momentu najbardziej w całym życiu. A ten moment zbliżał się nieubłaganie w moją stronę. Jeszcze miesiąc, a na świat powitamy naszego pięknego syna. Nie wiemy, jak będzie mieć na imię, to będzie kwestia chwil, jak podejmiemy decyzję. Wszystko się zmieniło. Zespół Big Time Rush nie będzie postrzegane jako zespół młodych idiotów, którzy mają gówno w głowie. To dojrzali faceci, którzy już poważnie myślą o swoim życiu, a to, że mają talent i mają jak go promować, to tylko taki bonus od Boga.

-Śpisz?- usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się w jego kierunku i zobaczyłam patrzącego na mnie Jamesa.
-Nie, rozmyślam sobie. A ty czemu nie śpisz?
-Bo też myślę.- teraz przekręciłam się całym ciałem w jego stronę i popatrzyłam w jego piękne oczy. - I wymyśliłem coś...Będę miał najwspanialszą rodzinę na świecie.- westchnął i pocałował mnie w czoło, tym samym przytulając mnie do siebie i chwilę potem usypiając...
_______________________
Tada! I jest, kolejny rozdział z opisem pomieszczeń, jak prosiliście. Rozdział, przyznam szczerze, udał mi się. :) Może nie jest jakiś idealnie ciekawy, ale opisywanie uczuć i wydarzeń itd. to nie moja mocna strona. Dla mnie dialogi to jest to, a opisy.. Eh, ale UDAŁO MI SIĘ!;) Teraz tylko czekam na Waszą opinię i mam nadzieję, że będzie więcej komentarzy, bo jak widzicie, ja nadal piszę bloga! ♥ Nie zapominajcie, nigdy nie przestałam być Rusher. To, że doszedł Justin, Selena czy The Vampire Diaries nic nie zmienia, BTR nadal jest w moim sercu. ;) A teraz zostawiam Wam polę do popisu w komentarzach. Buziaki!

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 50. Nasz nowy dom.

Siedziałam cały czas w celi, wpatrywałam się beznamiętnie w ścianę na przeciw mnie, słuchałam płyt, które dostałam od Biebera i zajadała się słodkościami. Jestem w 7 miesiącu ciąży, niby James przynosi mi ciuchy na zmianę, kupuje już wszystko dla dziecka, ponoć nawet wykupił nowy, duży dom i wraz z pomocą przyjaciół próbuje go urządzić tak, aby mi pasowało... Skoro mowa o przyjaciołach... Nie widziałam ich tutaj w ogóle. Nie dzwonią, nie piszą, nie odwiedzają. Czyżby uwierzyli w to, że to ja zabiłam Halston?!
Brzuch momentalnie zaczął mnie boleć coraz bardziej. Ochroniarz, który mnie pilnował momentalnie zaczął zwoływać ludzi, a ja upadłam na kolana, po czym zwinęłam się z bólu na podłodze. Po policzkach spłynęły łzy, a ja prosiłam Boga, aby z dzieckiem nic się nie stało. Momentalnie straciłam przytomność i za nic w świecie nie pamiętam, co było dalej...
*Oczami narratora*
Dziewczynę zabrano do szpitala,w tym samym czasie sprawa się rozwiązała i znaleziono prawdziwego bandytę.Była to fanka Jamesa, która bardzo lubiła Claudie i przez to, że zerwali, postanowiła się zemścić.
Było pełno zamieszania wokół dziewczyny, lekarze biegali w te i z powrotem, a ona modliła się, żeby nic się nie stało z jej dzieckiem.
*Oczami Klaudii*
Przebudziłam się w szpitalu, przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu było strasznie jasno, wokół mnie krzątało się wiele ludzi. Zdenerwowana pierwsze, co zrobiłam, to położyłam ręce na brzuchu.
-Czy z nim..
-Tak, wszystko w porządku. Całe szczęście, zostałaś dowieziona w ostatniej chwili. Parę minut później, a poroniłabyś.- skrzywiłam się słysząc ostatnie zdanie. -A teraz leż i wypoczywaj, bo tego teraz potrzebujesz.- dodał lekarz i wraz ze swoją eskortą, wyszli z sali. Zostałam sama i zaczęłam rozmyślać, czy sprawa z zabójstwem się wyjaśniła. Miałam bardzo dużo czasu do rozmyślań, ponieważ nikt do mnie nie przychodził. Nie wiedziałam, ile już tutaj leżę, który dzisiaj jest, nie wiedziałam nic.

Dni mijały, lekarze przychodzili i wychodzili. Odwiedzał mnie Justin i James, na zmianę, a gdy się oboje spotykali, w powietrzu wisiało napięcie. Z dzieckiem jest wszystko dobrze, jestem w 8 miesiącu ciąży i wprost nie mogę się doczekać, kiedy wyjdę ze szpitala i zobaczę efekt pracy Jamesa. Opowiadał, że pokój dla niego- bo to ma być chłopiec, tak twierdzą lekarze, ma duży, niebiesko-biały pokój z dwoma dużymi oknami. Pomiędzy nimi jest kołyska, w której będzie zasypiać.
-Gotowa?- spytał Maslow, biorąc małą walizeczkę z moimi rzeczami. Pokiwałam głową i biorąc telefon do ręki, wyszliśmy przed budynek. Wokół stało pełno paparazzi, fanek i obcych ludzi, przepychali się do nas, chcieli zadawać pełno pytań, ale James tylko ciągnął mnie za rękę, aby jak najszybciej dojść do pojazdu. Wpakował walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi. Wsiadłam do auta, a następnie obok zjawił się chłopak i odjechaliśmy.
-To jak księżniczko, chcesz zobaczyć nasz nowy dom?- spytał, łapiąc mnie za rękę.
-Pewnie!- zawołałam entuzjastycznie.
Jechaliśmy ulicami Los Angeles, a ja wyglądałam przez boczną szybę, spoglądając na dzieci, które bawiły się na placach swoich domów. Przypomniał mi się czas, kiedy to ja byłam taka mała, nie myślałam o dorosłym życiu, nie wiedziałam kto to Big Time Rush i nie interesowało mnie to, jak wyglądam, a teraz? Wszystko się zmieniło. Muszę myśleć jak dorosła osoba, zaraz na świat przyjdzie MOJE dziecko... Mam obok potencjalnego męża, ojca mojego dziecka, mężczyznę, który wybudował nam dom i potrafi zapewnić dobry byt dla naszego maleństwa... Jestem dorosła... A mam dopiero 18 lat. Moja nieuwaga i wiele błędów doprowadziły mnie do tego, że zamiast się bawić, będę musiała wychowywać jak najlepiej potrafię swoje dziecko.
-Jesteśmy.- z rozmyślań wyrwał mnie głos Jamesa. Popatrzyłam w stronę wielkiego domu. To nie był zwykły domek, który można było zobaczyć przejeżdżając po ulicach Californii. To był piękny, duży dom, z doskonałym wykończeniem, co do centymetra. Tak długo mnie nie było na wolności, bo w przeciwnym razie ogród nie wyglądałby tak pięknie...
-Zapraszam moją najukochańszą kobietę pod słońcem do naszego wspólnego domu.- otworzył drzwi i wziął mnie na ręce. Przeniósł przez próg, jak małżeństwo i ucałował w czubek głowy. Następnie postawił na podłodze, a ja rozejrzałam się dookoła. Nie potrafiłam opisać tego, co czuję, gdy widziałam to wszystko.
________________________________
I oto jest, kolejny rozdział, po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieję, że zasypiecie mnie komentarzami, bo na prawdę na to liczę hahah :D Skromnie mówiąc. <3
Zmieniłam wygląd, jak Wam się pdooba? :) Mam nadzieję, że nie jest źle. :*
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim tym, którzy tutaj nadal ze mną są! :*

Powrót!

Dziś pojawi się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nadal o mnie pamiętacie i nadal ochoczo będziecie czytać tego bloga. :)
Kocham Was i przepraszam, że musieliście tyle czekać, do napisania, xx :* :)

sobota, 26 kwietnia 2014

Czy mam po co tutaj wracać?

Hej... Nie pisałam tutaj dosyć długo. Zawiesiłam bloga, potem mówiłam, że po egzaminach wrócę, ale czy to ma jakikolwiek sens?
Czy ktoś w ogóle czyta jeszcze tego bloga?
Wchodzi na niego?
Odwiedza chociaż czasem?
Jeśli nie, to nie ma sensu pisać dalej.
I nie mówcie mi, że piszę dla siebie, bo równie dobrze mogę pisać innego bloga. Więc ta decyzja zależy od Was.
Po lewej stronie, zaraz pod menu, pojawi się ankieta, w której zadecydujecie, co dalej będzie z blogiem. Jeśli będziecie chcieli, to go usunę, jeśli nie, to zostawię, a jak ktokolwiek ma zamiar to jeszcze czytać, niech skomentuje ten post.
Póki co to tyle ode mnie.
Trzymajcie się.
Udanej majówki!: *

niedziela, 5 stycznia 2014

Jednorazówka. Ślub Carlexy ♥

Ten wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju dzień, który zdarza się raz w życiu, właśnie miał miejsce tego wieczoru! To dziś Carlos wraz z Alexą mieli przyrzec sobie przy ślubnym kobiercu miłość, wierność i uczciwość małżeńską. W ten sam dzień jeden z członków Big Time Rush będzie oswojonym, wiernym jednej kobiecie mężczyzną! To jedno z najważniejszych rzeczy w jego życiu, którą musi przeżyć jak najpiękniej. Logan wraz z Kendallem postanowili pomóc im przy organizacji całej uroczystości. Miało to być skromne przyjęcie dla najbliższych, ale para młoda pomyślała również o Rusher i postanowili wpuścić 3 fanów na przyjęcie. Praca szła pełną parą. Chłopaki przygotowywali miejsce ceremonii na plaży, a panna młoda szykowała się na uroczystość. Pomagała jej w tym Halston i jej matka wraz z siostrą. Sukienka była cudowna, Vega o takiej marzyła od dziecka. Była skromna, prosta, śnieżnobiała, bez ramiączek, z jednym, malutkim kwiatkiem na lewej piersi, czerwonym jak krew. Włosy upięte zostały w babkę i dwa kosmyki włosów swobodnie opadały na perłową cerę kobiety. Jej powieki pokryte były czarnymi kreskami od elaynera, usta muśnięte czerwoną szminką, a rzęsy zatuszowane. Buty miała równie skromne, jak sukienkę - proste, bielutkie czółenka. Pan młody zaś miał na sobie czarny garnitur, szyty na miarę, do tego czarny krawat i białą koszulę Oboje przygotowali się niesamowicie ! Dochodziła właśnie 17, więc wszyscy już zajmowali miejsca na krzesełkach, które ustawione były w rzędach na ich weselu. Carlos stał przy pastorze wraz z drużbami... Nagle wszyscy zobaczyli, jak dwie małe dziewczynki zaczęły sypać płatkami kwiatów, a chwilę po nich pojawiła się Alexa, przy boku swojego ojca... Kroczyła dumnie po ruchomym terenie, w oczach mając łzy szczęścia. Gdy już spotkali twarzą w twarz, odetchnęli. Para młoda jednak była bardzo zestresowana. Kamerzysta gotowy na swoim miejscu , muzycy również. Msza się rozpoczęła. W pewnej chwili Alexa zaczęła płakać. Zachód słońca oraz cicha muzyka w tle powodowała tak piękny klimat, że nie trudno było o łzy.
-Możesz pocałować pannę młodą.- po słowach pasterza, para złączyła się w namiętnym, a zarazem delikatnym pocałunku. Wszyscy wstali, zaczęli klaskać i ocierać łzy szczęścia. Następnie młoda para ruszyła do karocy,która czekała na nich przy ulicy. Tam uchwyciło ich paru paparazzi i pozwolili wreszcie wejść spokojnie młodej parze do powozu. Przygotowała ją Halston i James, którzy niesamowicie się przy tym bawili. Mężczyzna, który prowadził, zapalił lampki, które były wokół ich siedzenia. Carlos wraz z Alexą przytulali się, upajając się tą magiczną chwilą. Gdy dojechali do restauracji, wszyscy już tam byli. Pena dopełniając tradycji uchwycił swoją ukochaną i wniósł ją do sali w swoich ramionach. Gdy znaleźli się na środku parkietu, pocałował ją w czoło i delikatnie odstawił na ziemię, jak gdyby była najcenniejszą rzeczą w jego życiu. Wszyscy stanęli w ogromnym kole,a James wszedł na małą scenę w koncie. Kendall dorwał gitarę i dołączył do niego. Oboje postanowili zagrać pierwszy utwór specjalnie dla nich. "Dla najlepszego przyjaciela"- powiedzieli jednocześnie . Kendall zaczął grać, a James śpiewać. Para młodych stała w środku koła, patrząc na nich i obejmując się czule. Oboje zaczęli płakać, kiedy Maslow wraz ze Schmidt'em zaczęli śpiewać "That's the best I could meet you in life! Do you have friends, fans and family now! We will always be with you, bro!" < To najlepsze, co mogło cię w życiu spotkać! Masz przyjaciół, fanów, teraz i rodzinę! Zawsze będziemy przy tobie brachu! > Wreszcie, kiedy skończyli, Carlos podbiegł do nich i mocno ich przytulił. Podziękował za tak wspaniały prezent , po czym przyłączyła się do nich Alexa, całując ich w policzek w podzięce.  Carlexa wróciła na środek i wreszcie zespół, który normalnie miał grać na ich weselu oznajmił, że zaraz będzie pierwszy kawałek, przeznaczony specjalnie dla pary młodej... Kółko zaczęło chodzić w kółko, a para młodych kołysała się delikatnie w rytmie muzyki.
Około 22 zabawa zaczynała nabierać coraz większych obrotów. Na salę wjechał ogromny tort, na któym widniał napis WEDDING CARLOS PENA AND ALEXA VEGA 04.01.2014 . Był przepięknie ozdobiony ich zdjęciami i zapalono na nich dwie tuby, z których leciały sztuczne iskry. Widok był fenomenalny! Goście się niesamowicie bawili! O północy, jak to w zwyczajach jest, panna młoda rzuca do tyłu swoim welonem, a pan młody muszką. I tutaj było tak samo. Muchę złapał James, a welon Halston. Wszyscy wybuchli śmiechem, ponieważ para ta była już ze sobą od 4 lat. Vega wpięła Sage we włosy spinkę z białym materiałem, a Pena zawiązał jak trzeba czarny pasek. Wszyscy zrobili kółko i znów zaczęli tańczyć! Radości nie było końca, a najbardziej ucieszone osoby prócz pary młodej, jakie znajdowały się na sali, były trzy Rusher.
Pierwszy dzień przyjęcia dobiegał końca, a młode małżeństwo pojechało spędzić ze sobą pierwszą noc po ślubną. 

Następnego dnia o 18 wszyscy po raz drugi zebrali się na przysłowiowe poprawiny. Alexa miała na sobie długą, turkusową suknię i piękną biżuterię, a Carlos był w białym garniturze. Obydwoje wyglądali nieziemsko!  Dzieci ich rodzin krzątały się pod ich nogami, śmiejąc się i bawiąc, a oni sami tańczyli cały czas. 
Około 20 była kolacja, przy której James wyszedł na środek, ciągnąc za sobą Halston. Wzniósł do góry szampana i krzyknął "Chciałbym coś powiedzieć!". Oczy wszystkich tam zebranych skierowane zostały na jego sylwetkę, a Sage ciągnąc go za marynarkę chciała zejść im z oczu, ponieważ nie chciała się skompromitować. Maslow był już lekko pijany, ale był świadom wszystkiego co mówił. "Przede wszystkim, stary! To najlepszy ślub, na jakim byłem!" - rzucił na sam początek i posłał mu radosny uśmiech. "Po drugie, to widząc to wszystko, zdałem sobie sprawę, jak ważna jest dla mnie Halston." - mówiąc to, odwrócił się w jej stronę. Spojrzał jej w oczy i podbiegł szybko do stolika, odstawiając kieliszek. Wracając, niezdarnie zachwiał się i przewrócił. Wszyscy nagle zaczęli się śmiać, ale oczywiście Logan, który siedział nieopodal wstał i ruszył przyjacielowi na pomoc. Podniósł go i otrzepał jego szary garnitur, poprawiając jego kołnierzyk. Poklepał go po plecach dodając tym samym otuchy i wrócił na miejsce. Logan jak i Kendall wiedzieli, co on planuje zrobić, ale reszta czekała. Maslow przeczesując niezdarnie swoje bujne włosy wrócił do Halston, odchrząknął , uklęknął przed nią i wyjął czerwone pudełeczko. Otworzył je delikatnie i łapiąc dłoń ukochanej powiedział "Czy wyjdziesz za mnie?". Sama wypełniona ludźmi nagle była cicha, jak gdyby nikogo tam nie było. Wszyscy wstrzymali oddech czekając na odpowiedź blondynki. Kamerzysta wszystko rejestrował na kamerze - minę pary młodej, Halston oraz Jamesa. Kobieta nie mogąc wydobyć z siebie słowa, pokiwała mu tylko głową, że się zgadza, a oczy Jamesa od razu wypełniły się drobnymi iskierkami radości. Wstał, włożył na jej palec pierścionek i złączyli się w pocałunku. Wszyscy zaczęli krzyczeć i bić brawa, a Carlos wraz z Alexą podbiegli złożyć im gratulacje.
Cała impreza trwała do północy. Wszyscy świetnie się bawili i nigdy nie zapomną tego dnia.  Utkwił on w głowach nie tylko Carlexy, ale i też wszystkich tam zebranych. Takich rzeczy się nigdy nie zapomina.
Kilka miesięcy później Alexa zaszła w ciążę. Szczęśliwi rodzice wychowują teraz piękną córeczkę, którą nazwali Jazym. KONIEC. 

__________________________________________________
Hahahahahah to jest na konkurs, nie radzę tego kopiować, bo jak się zdenerwuję, to nie wiem, co zrobię osobom kopiującym. Tak czy siak się o tym dowiem. :* Buziaczki <3