*Czytaj przy TYM*
-Ratujemy je, ona tego i tak nie przeżyje.- słyszałam słabo, a obraz sam się rozlewał. Obok siedział zatroskany James, trzymając mnie za rękę i płacząc w nią prosił mnie, abym walczyła i się nie poddawała. "Przecież się nigdzie nie wybieram."-pomyślałam, posyłając mu słaby uśmiech.
-Wszystko będzie dobrze.- wyszeptałam.- Jeszcze trochę.- dodałam i zacisnęłam zęby z bólu. Przy pomocy lekarzy dziecko było już na zewnątrz.Słysząc jego płacz, westchnęłam.
-Wykrwawia się.- krzyknął doktor i momentalnie oddał dziecko pielęgniarce, która nie dała mi dziecka przy porodzie, tylko odeszła z nim jak najdalej ode mnie.
-Dajcie mi moje dziecko...- szeptałam, a po policzku spływały słone krople wody. Maslow momentalnie je otarł.
-Zobaczysz je.- zapewniał.-Będziemy świetną rodziną, bez problemów, bez chorób, bez zamieszek, będziemy pić kakao razem z naszym synem. Ty i ja, razem się zestarzejemy, razem umrzemy i razem nas pochowają. Ale w tej chwili musisz być przede wszystkim ze mną. Nie zasypiaj.- pod koniec wypowiedzi zachłysnął się powietrzem, a po jego różowo-czerwonej twarzy popłynęły kolejne łzy. -Walcz, błagam..- ścisnął mocno moją rękę, a chwile potem była ciemność.
Ten sam denerwujący sen prześladuje mnie od 3 miesięcy. Znam go już na pamięć. Wiąże się to pewnie ze stresem przed pierwszym porodem. Jest czerwiec, zaraz zaczynają się wakacje, jest coraz cieplej, a za 5 dni mam termin porodu.
-Stresujesz się?- spytał James, podchodząc do mnie i oplatając długie ręce wokół talii.Westchnęłam, a wiatr rozwiał moje włosy. Zaczesałam kosmyki za ucho i przygryzłam dolną wargę.
-Boję się, każda kobieta inaczej przechodzi poród. Ja mogę zaliczać się do tych, co będą przez 24 godziny się męczyć,a urodzą w 5 minut, albo tą, co męczy się 5 minut a rodzi 24 godziny...
-Co prawda, to prawda.Wiedz, że będę przy tobie cały czas. Nie zostawię cię na pastwę losu lekarzom. Nie ufam im.-zaśmiał się i ucałował mnie w czubek głowy. -Kocham cię.- szepnął do ucha,a na mojej twarzy zaczął malować się delikatny uśmiech. Westchnęłam i przyciągnęłam go jeszcze bliżej. Pochwyciłam dłonie i mocno przytuliłam do swojej piersi. Ta chwila mogłaby trwać wieczność. Staliśmy na balkonie, dużym balkonie, z którego widać było prawie całe miasto. Mogłam spostrzec napis 'HOLLYWOOD', słynną aleję gwiazd, plażę, pobliskie molo, pełno ludzi i budynków. Słońce świeciło wysoko na bezchmurnym niebie otulając swoimi promieniami nasze twarze. Westchnęłam i puszczając dłonie Jamesa ruszyłam do środka. Jutro już wyczekują mnie w szpitalu, dlatego postanowiłam się spakować. Zaczerpnęłam mocniej powietrza. Stres opanowuje stopniowo całe moje ciało. Mój żołądek płata mi nie proszone figle. Wzdycham siadając na krańcu łóżka. Spoglądam na torbę i uśmiecham się lekko. 'Juz niebawem zostaniesz matką!' mówi moja podświadomość, a ja zdając sobie z tego sprawę rozklejam się. Po policzkach spływają łzy, jedna za drugą. Ocieram je szybko opuszkami palców, a chwilę potem ląduję w ramionach Maslow'a, który mnie pociesza, bynajmniej próbuje.
-Ja nie chcę być matką. Jestem za młoda. Chciałam iść na studia, chciałam skończyć je, chciałam być sławną dziennikarką, która zwiedza świat, poznaje nowe osobistości, która dowodzi prawdy i tylko prawdy. Chciałam tego, bardzo. Chciałam spełnić marzenia. Nie chciałam dzieci, nie w tym wieku. Nie jestem na to gotowa. Mam jeszcze 17 lat. 18-stka stuknie dopiero w listopadzie, a jest czerwiec. Mam dopiero siedemnaście lat...
-Ej, kochanie. Spełnisz, wszystkie! Wszystkie twoje marzenia da się spełnić. Musimy tylko wplątać w to jeszcze nasze dziecko, nie odpuścimy tego. Nie możesz się teraz poddać i to zostawić.
-Nie zostawię, nie umiem, próbuję zresztą ze wszystkich sił się trzymać tego. Ale nie potrafię. Nie będę umiała trzymać dziecka w moich ramionach. Przecież to takie maluteńkie dziecko...- a mnie roznosi kolejna fala łez. Trzęsę się, próbuję uspokoić, umiarkować swój niespokojny oddech. I gdy prawie się opanowałam, po raz kolejny przechodzę przez ten sam proces. I tak płaczę przez dobrą godzinę, a James nic nie mówi, tylko przytula mnie mocniej do siebie, podając od czasu do czasu nowe chusteczki.
-Proszę cię, bo spuchniesz. Nie płacz. Damy radę!- mówi i całuje mnie w czubek głowy. Ocieram rękawami swetra łzy i wstaję z łóżka. Nabieram głęboko powietrza i wydycham je przez nos. Liczę do dziesięciu 'tak jest, uspokój się' mówię do siebie i gdy już całkowicie ogarnia mnie błogostan.
-Uf, na prawdę mnie wystraszyłaś.- mówi wydychając równie głośno powietrze. Wywracam oczami i kontynuuję pakowanie. Idę wziąć prysznic i kładę ręce na brzuch. Głaszczę je, próbując wychwycić jakikolwiek ruch. Wzdycham, nic nie wyczuwając i kontynuuję kąpiel. Wychodzę spod prysznica, wycieram się i wkładam jedwabną piżamę. Kładę się do łóżka z mokrymi włosami i nie jedząc już nic, zasypiam...
Biegnę pełna życia, ciągle przed siebie. Uśmiecham się i napotykam seksownego, wysokiego mężczyznę, w grafitowym garniturze, krawatem na szyi i teczką w ręku. Uśmiecha się do mnie lubieżnie i przepuszcza, abym mogła biec dalej. Nie zwracam uwagi na nic. Po prostu biegnę, jak nowo narodzony człowiek. Bez żadnego chłopaka, bez ciężaru noszenia dziecka na plecach. Biegnę przed siebie. Wyobrażam sobie, że napotykam jakiegoś niesamowitego mężczyznę i on zaczepia mnie, próbując zaprosić na drinka do pobliskiego baru. Z uśmiechem się zgadzam i ochoczo idę. Gdy jestem tak pochłonięta myślami, nie zdaję sobie sprawy, ale wpadam na kolejnego człowieka. Kolejny biznesmen z czarującym uśmiechem. Posyłamy sobie niezdarne spojrzenia, po czym mierzy mnie wzrokiem.
-Dasz zaprosić się na drinka?-oh, czego mogłam się spodziewać, to sen.
-Z miłą chęcią.- mówię zalotnie, kierując się za jego ręką. Idziemy, ciągle rozmawiając. Czułam, jakbym znała go przez wieki. Inteligentny nieznajomy opowiada mi o swojej pracy, o rozrywce, jaką lubi.
-Zapomniałem się przedstawić, Christian Grey.- i nawet tutaj ten seksowny mężczyzna mnie prześladuje. Zdając sobie sprawę z ogromu niemożliwości mojego snu, potrząsam głową i otwieram szerzej oczy.
-Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni.- parskam cicho.
-Widzisz to, co chciałabyś widzieć. Robię to, na co masz ochotę.- wzrusza ramionami, a ja wzdycham i nie komentuję.
Budzę się, cała spocona. Oddech mam przyśpieszony, a mój wzrok błądzi po pomieszczeniu. Jest ciemno, na zegarku wybiła 4 nad ranem. Spoglądam na Maslowa, który smacznie śpi wtulony w poduszkę. Znów opadam zmęczona na poduszkę i przekręcam się w jego stronę. Ocieram o jego policzki palce i uśmiecham się, gdy zaczyna się lekko uśmiechać. Nadal śni. Nie chcąc go budzić wstaję i kieruję się do kuchni. Zjadam jakiś owoc, włączam tv w salonie i siadam wygodnie na kanapie. Włączyłam kanał przeznaczony dla matek. Akurat leciał program z porodem i tym, jak niektóre z kobiet mają depresję poporodową. Rzucają całą rodzinę i uciekają w świat. Są też takie przypadki, że popełniają samobójstwa, nie mogąc sobie dać rady z ogromem tego wszystkiego.
-Czemu nie śpisz?- słyszę niski, seksowny ton głosu zaraz za sobą. Odwracam się i widzę Jamesa w samych bokserkach. Oblizuję usta i automatycznie się uśmiecham.
-Hm.. Calvin Klein, dlaczego teraz?- ten tylko trzęsie głową i nie komentując mojej wypowiedzi, siada obok i ogląda razem ze mną.
- Będę przy tobie. Nie zostawię cię, nigdy.- złapał moją dłoń i ucałował każdą kostkę osobno, a następnie przytulił się do niej. Wzdycham i kontynuuję oglądanie.
-PRZYJ!- krzyczy James i trzyma mnie podekscytowany za rękę. Krzyczę głośno, próbując z całych sił 'wypchnąć' tego małego zgredka na świat. Po policzkach spływają łzy.
-Jeszcze trochę!- woła lekarz, który siedzi przed moim kroczem. Zaczerpuję mocniej powietrza i kontynuuję ten męczący proces.
-JEST! To chłopczyk!- spoglądam na Jamesa, on na mnie, a następnie oboje na zakrwawione dziecko. Chwilę później słyszymy płacz malucha. Oddycham z ulgą zdając sobie sprawę z tego, że jest zdrowe.
-Dzień dobry mamusiu.- mówi spokojnie pielęgniarka kładąc dziecko w moich ramionach, które chwile wcześniej umyła i okryła ręcznikiem. Po policzkach spływają łzy, a na twarzy gości wielki, promienny uśmiech.
-Udało się.- szeptam. -Udało się.- a krople łez lecą jak ze strumienia.
-Kocham cię.- James całuje mnie w głowę, a chwilę potem oddaję pielęgniarce malucha i w mgnieniu oka zasypiam.
______________________
No i oto rozdział.
Z przykrością informuję, że blog zmierza do końca. Historia powoli zaczyna się kończyć, chodź mam pewne plany jeszcze. Zobaczymy.
Tak, wprowadziłam tutaj troszeczkę Greya, ponieważ czytam od kilku dni i wprost z ręką na sercu stwierdzam, że kocham tą lekturę. Odrywa mnie przede wszystkim od codzienności.
No, ale nie mówmy tu o mnie. Jak wam podoba się rozdział?
Mam nadzieję, że do złych nie należy.
Czekam na komentarze. ♥
Do napisania, Claudia.
Na samym początku to się popłakałam.. To było straszne.. Ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;)
Czekam na next *_*
Rozdział jest wspaniały <33
OdpowiedzUsuńA co z Anitą i resztą ich przyjaciół ? :(
Czemu koniec ? :( Postaraj się pisać przynajmniej do 60 . <3 Zostanę z tobą do samego końca :* / Amzi..
Ło, teraz to się zacznie! Wszyscy zazwyczaj kończą blogi na porodzie dzieci. Ale wiesz, jaki to jest zajebisty temat do opisania? Ile przygód może z tym być? Whoo hoo! Maluśki chłopczyk! <3 Czekam ;*** i zapraszam :3 http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTakie koszmary na samym początku :(
OdpowiedzUsuńCo się dzieje z pozostałymi bohaterami??
Mam nadzieje, że nie zakończysz tak szybko tej historii i trochę jeszcze ją pociągniesz :D
Jest super ^^
Świetny rozdział. Nie chcę żeby to opowiadanie się skończyło. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńClaire
super! czekam na wiecej :d
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
Magia Książek.
Siemka :D Nominowałam Cię do Liebster Blog Award . Chcesz dowiedzieć się więcej o nominacji? http://kochambigtimerushkocham.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award.html Jak nie zrozumiesz, napisz do mnie e-mail'a :D
OdpowiedzUsuń