Siedziałam w aucie, zakuta w kajdanki. Nie wiedziałam, co się dzieje, jaki był powód mojego zatrzymania. Po prostu czekałam, aż ktoś mi to wreszcie wyjaśni. Obejrzałam się za siebie, w tylną szybę wbiłam wzrok i zauważyłam, że James jedzie tuż za nami. Widać było niepokój na jego twarzy. Znów spojrzałam na policjantów i na ich bardzo poważne miny. Gdy chciałam zapytać, jaki był powód zatrzymania mnie, ostrzegli, że wszystko to, co powiem, może być wykorzystane przeciwko mnie.
Wreszcie dojechaliśmy do ogromnego budynku, przy którym stało pełno radiowozów i wszędzie krzątali się ochroniarze oraz policjanci. Wysiadłam z radiowozu, zapięta w kajdanki, prowadzona byłam w stronę głównego wejścia. Milion pytań na sekundę przelatywało mi przez myśl, ale jedno było standardowe : "Co ja takiego zrobiłam?!". Kiedy byłam wewnątrz budynku, każdy patrzył się na mnie, jak na typowego złoczyńce. Szkoda, że ja nic nie zrobiłam. Doprowadzono mnie do sali przesłuchać, usiadłam na krześle i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyczekiwałam policjanta, który mi wyjaśni, o co jestem oskarżona. Ze stresu bolał mnie brzuch i nie mogłam nic powiedzieć. Było mi duszno i słabo, a to wszystko przez to, że się stresuje. I wtedy weszła do środka wysoka, ciemnoskóra kobieta, ubrana w mundur policjanta. Spojrzała na mnie, a potem w kartkę.
-Klaudia Piwkowska?- spytała, dla pewności. Przytaknęłam i czekałam na kolejne pytania od niej.
-Jesteś oskarżona o zabójstwo z premedytacją. - powiedziała z pogardą w głosie. Zrobiłam wielkie oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
-Jak to?! Kogo niby miałam zabić?! Ludzie, to jakaś pomyłka!!!-wykrzyczałam i złapałam się za brzuch, który gwałtownie zaczął boleć coraz mocniej.
-Co robiłaś 15 sierpnia około północy?- spytała, ciągle coś notując w notesie.
-Co mogłam robić? Mój przyjaciel miał urodziny i specjalnie z Nowego Yorku wróciłam do LA, żeby na nich być. Około północy pakowałam swojego ledwo przytomnego chłopaka do auta i wróciłam z nim do domu.- powiedziałam. Jestem niewinna, ja nigdy nikogo bym nie zabiła.
-Inni twierdzą inaczej. Ktoś widział wysoką brunetkę, bardzo podobną do pani w pobliżu domu zamordowanej.
-To na pewno nie byłam ja. Tak w ogóle, to kogo zamordowałam niby?- spytałam już lekko załamana.
-Halston Sage. Coś pani mówi imię i nazwisko tej kobiety?
- Ona chodziła kiedyś z moim chłopakiem, jest aktorką, tyle wiem. - rzekłam i popatrzyłam na nią. Jej twarz była taka zmęczona, zmarnowana. Widać, że kobieta nie ma łatwego życia.
-Nie udawaj. Świadkowie mówili, że James Maslow, z którym jesteś w związku, zdradził cię z nią, a ty mogłabyś ją zamordować w ramach zemsty. - jej głos był zimny, oschły, boję się jej...
-Aż taka głupia nie jestem! Ludzie, ja nie zamordowałam żadnego człowieka. - wykrzyczałam ze łzami w oczach.
- Nie mam więcej pytań, możecie ją zabrać.- powiedziała do strażników, a oni, znów zakładając mi kajdanki, zaprowadzili mnie do celi...
Dni mijały, codziennie przychodził James i rozmawiał ze mną, on był pewien mojej niewinności. Reszta przyjaciół się nie odzywała. Odliczałam dni do każdego z możliwych świąt. Siedziałam, pisałam po ścianach, czytałam książki, korzystałam z telefonu, który był dostępny raz na 3 dni, pisałam listy do rodziny...
Wreszcie, pewnego dnia, przeszła ta sama kobieta, która mnie przesłuchiwała.
-Ktoś chciałby się z tobą zobaczyć.-poinformowała, a ja nadstawiłam nadgarstki i czekałam, aż ochrona znów skuje mnie w nie i przeprowadzi do pokoju odwiedzin.
-Cześć, słyszałem co się stało.- od razu przytulił mnie Justin.
-Cześć.. No cóż, ja jestem niewinna i wiem dobrze o tym. Nie interesuje mnie, w tej sprawie nadal są dochodzenia. Jestem w ciąży, nie będę tutaj tkwić jak prawdziwy przestępca, bo ten faktyczny morderca nadal jest na wolności, a ja siedzę za niego za kratkami. Gdzie ta cholerna sprawiedliwość?! - powiedziałam zirytowana. To wszystko mnie przerastało...
-Nie wątpię.. - powiedział. -Mam coś dla ciebie.- dodał, wyjmując z kurtki małą paczuszkę. Policjant od razu podbiegł i ją wziął.
-Ej, oddaj to. Tam nic złego nie ma.- warknął Bieber, a policjant zmierzył go wzrokiem.
-Otworzę to ja, dopiero wręczę go dziewczynie. - rzucił i zaczął otwierać ładnie zapakowany prezent. Gdy już zobaczył, co jest w środku, uśmiechnął się i owinął to niechlujnie jeszcze raz.
-Przepraszam, ale musiałem. Takie są procedury. Mogła być to broń albo narkotyki. Musimy pilnować. - poinformował, a ja wzięłam od niego paczkę. Zobaczyłam odtwarzać płyt oraz wszystkie płyty Justina. Do tego pełno słodkości.
-Ojejku, dziękuję.- uśmiechnęłam się.
-Nie ma sprawy. Chciałem ci umilić jakoś czas.- odwzajemnił mój gest.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a potem pożegnaliśmy się i wróciłam do celi.
-Pani to ma szczęście. Mieć takiego chłopaka, jak Justin..
-Chwila, to nie mój chłopak. To tylko dobry kolega, nic więcej. - poprawiłam kobietę, która prowadziła mnie do celi.
-A to przepraszam.- wprowadziła mnie do swojej "klatki" . Znów zostałam sama...
_________________
I oto przedwczesny rozdział. <3 Dzisiaj mnie taaak zebrało na BTR, że szok! :o Siedzę od rana oglądam od początku każde odcinki, słucham w kółko Worldwide i We are , boże. Czuję, że ta BIG FAZA, co była na początku wraca, ale się nakręciłam MUAHAHAHA <3
Spodziewajcie się, że może ukazać się kolejny rozdział. :D Mam tyle energii w sobie, że szok w ogóle. :D <3 Uuuguhuhuhuuhuh . :D
Czekam na Wasze komy. KC WAS MOCNO <3